Recenzja

21-03-2009-23:08:21

Chris Cornell - "Scream"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Próbuję zrozumieć, dlaczego Chris Cornell to zrobił, ale nie potrafię. Tyle razy umiał mnie zachwycić, ale w najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że dostarczy mi takiego powodu do rozczarowania i zażenowania.

Akceptuję to, że ambitni artyści, a Cornella do nich zaliczam, dochodzą do takiego momentu w karierze, w którym chcą zrobić coś zupełnie innego, połączyć niepołączalne, coś zburzyć, a potem zbudować na gruzach kompletnie inną budowlę, zaskoczyć wszystkich. Ale czy muszą robić to w taki sposób? Czy warto proponować słuchaczom osłuchane do bólu na płytach z minionych kilku lat, sztuczne jak silikonowy biust studyjne sztuczki i sample Timbalanda i autoryzować je wyjątkowym głosem? Nie warto. Lepiej byłoby umiejscowić ten charakterystyczny wokal w naturalnym dla niego rockowym czy bluesowym środowisku, a efekt byłby znacznie lepszy. Jeśli Chris chciał przez współpracę z Timbalandem (i pojawiającym się w jednym numerze Justinem Timberlakiem) wykonać skok na kasę, na wysokie miejsca na listach przebojów, to ma na to mniej więcej takie szanse, jak ja na zostanie następcą brytyjskiego tronu. Spóźnił się ze swoim pomysłem o jakieś trzy, cztery lata. Ale nawet gdyby wtedy wymyślił taką kolaborację, sukcesu by nie było, bo z tej płyty po prostu wieje nudą, nic ciekawego się na niej nie dzieje. Żadna z piosenek nie ma tej iskry, ognia, który rozpala słuchacza i sprawia, że mimowolnie zaczyna się bujać albo przytupywać nogą. Snują się smętnie, przelatują przez uszy i nie zostawiają po sobie śladu. A te wszystkie westchnienia, pojękiwania, pokrzykiwania typowe dla produkcji Timbalanda są wręcz irytujące. Panowie po prostu operują w odległych o siebie muzycznych światach, które połączyć naprawdę trzeba umieć, choć lepiej jednak tego nie próbować. Jedyne, co nie zawodzi, to głos Cornella. Najmniej zażenowany byłem słuchając "Climbing Up The Walls" i ukrytego "Two Drink Minimum", co nie znaczy, że są to kompozycje wybitne, lecz to, iż wybijają się na tle pozostałej mizerii.

Chris, jeśli naprawdę potrzebujesz paru dodatkowych milionów na koncie, dogadaj się z kumplami z Soundgarden, zagrajcie reunion tour i cel zostanie osiągnięty. Ale błagam Cię chłopie - przenigdy nie nagrywaj więcej czegoś podobnego do "Scream"! Rozpacz, zażenowanie i smutek ogarniały mnie, jak tego słuchałem. Tak wielkie, że nie miałem siły krzyczeć.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!