Recenzja

12-05-2009-19:29:00

Nickelback - "Dark Horse"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Stał się cud. Inaczej bowiem tego nie można nazwać. Grupa Nickelback nagrała znakomity album. I nie w żadnym wypadku znakomity jak na Nickelback tylko po prostu znakomity.

Świetne melodie? Są. Energia? Niespożyta. Chwytliwe jak jasna cholera riffy? Obecne. "Dark Horse" ma wszystko, czego dobrej rockandrollowej płycie potrzeba. Większość piosenek to bardzo żywiołowe, zagrane z pazurem kawałki, które zachęcają do rytmicznego poklaskiwania, podskoków i chóralnych stadionowych śpiewów. Już otwierający zestaw ostry acz dźwięczący tamburynem "Something In Your Mouth" zwiastuje coś dobrego.
Kiedy w kolejnym "Burn It To The Ground" gitary przywołują skojarzenia z Queens Of The Stone Age, wiadomo, że będzie naprawdę w porządku. Trochę Foo Fighters? Pewnie. Coś z Velvet Revolver? Jasne. I co z tego! Chociaż Kanadyjczycy czerpią garściami ze sprawdzonych rockowych patentów, przerabiają to w nową, świeżą jakość. Przede wszystkim panowie popracowali nad produkcją. Materiał brzmi bowiem nowocześnie i żywiołowo.

Żeby nie było jednak zbyt różowo. Pamiętajmy, że to wciąż Nickelback. Mamy kilka radiowych, typowych dla Kanadyjczyków pewniaków ("I'd Come For You", "Never Gonna Be Alone"). Szybciutko o nich jednak zapominamy, gdy po chwili w naszych uszach huczy rozpędzone, motoryczne ("Next Go Round") z wściekłymi uderzeniami perkusji, solówka w "Just To Get High" czy "Shakin' Hands" z pokrzykiwaniem a la stare, dobre Bon Jovi.

Powtórzę, nowa płyta Nickelback jest znakomita. A że - czemu nie należy się szczególnie dziwić - nikt pewnie nie uwierzy mi na słowo, proszę po prostu "Dark Horse" posłuchać. Ten koń to pewniak.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!