Recenzja

11-06-2009-22:13:25

Mos Def - "The Ecstatic"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Gdyby wskazać artystę, który w ostatnich latach w najmniejszym stopniu wykorzystywał swój potencjał, nowojorski raper byłby z pewnością w czołówce. Na szczęście o jego kryzysie formy możemy już pisać w czasie przeszłym.

Czwarty solowy krążek Mos Defa jest wspaniałą rekompensatą po bardzo przeciętnym "True Magic" z 2006 roku. Artysta znów miał doskonałe ucho do bitów, te prezentują się naprawdę okazale. Mamy tutaj funkowo-latynoskie "Casa Bey" - eklektyczne, ciekawie łączące hip-hop z syntetyczną elektroniką produkcje Madliba i jego brata Oh-No, piękne, soulowe "Roses" a także najbliższe czysto hiphopowej stylistyce "Auditorium" i "History". W tych nagraniach Mos Defa wspomagają wspaniali goście, odpowiednio Slick Rick oraz Talib Kweli. Raper zdecydował, że więcej pomocników na solówce nie potrzebuje i postanowił udźwignąć ciężar płyty na własnych barkach. W dobie krążków, na których w prawie każdym kawałku mamy znanego gościa, jest to decyzja zdecydowanie godna pochwały.

Dla wszystkich fanów rapu zakorzenionego w latach 90., "The Ecstatic" jest jak woda na pustyni. Zaspokoi głód, ukoi. Takiemu Mos Defowi możemy spokojnie krzyknąć - 3 razy Tak!

Podziel się na facebooku! Tweetnij!