Recenzja

21-09-2009-23:21:39

Living Colour - "The Chair in the Doorway"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Istnieje kilka zespołów, których muzyka jest tak treściwa i wyrazista, iż niemal można mówić o osobnym, niezależnym bycie. To taka muzyka z krwi i gości. Coś jak dobrze zgrillowana nóżka kurczaka, z której ma się ochotę wyssać szpik. To taka muzyka, jak na najnowszej płycie Living Colour.

Najłatwiej byłoby powiedzieć, że "The Chair in the Doorway" to po prostu kolejny album nowojorczyków, mamy bowiem kwintesencję stylu formacji, a raczej stylów. Jak wiemy, zespół mistrzowsko łączy ostre granie z jazzową akrobatyką, i nie tylko. Poza tym Vernon Reid daje gitarowy popis (mało kto hałasuje tak przebojowo i "wywrotowo" jak on) a Corey Glover zadziwia wokalną sprawnością, tym, jak łączy drapieżność z miękkością.

Chociaż wszystkie utwory cechuje ciężkie, rockowo-metalowe brzmienie i gęsta struktura, tradycyjnie już niezmiernie istotna jest melodia a przede wszystkim groove, dzięki którym kompozycje nabierają piosenkowej lekkości, zachęcają do śpiewania na głos czy nawet tańczenia. Naprawdę trudno ustać w miejscu i z zamkniętymi ustami przy lekko orientalnym "Burned Bridges" czy funkowo rozbrykanym a jednocześnie mrocznym "Young Man". Do podrygiwania składnia również prowadzony zapętlonym gitarowym motywem "Behind the Sun". Proszę się nie martwić, jest też moc. "DecaDance" to rzecz wręcz toporna, nie pozbawiona jednak soulowej wibracji (fantastyczne chórki) a "Out of Mind" można by podrzucić Page'owi Hamiltonowi na nową płytę Helmet. Panowie zgrabnie bawią się również bluesem ("Bless Those (Little Annie's Prayer)", "Hard Times"), ale i potrafią zaskoczyć pięknie zagranym, ozdobionym dźwięczącymi tamburynami "Taught Me". Bo tak naprawdę oni potrafią wszystko, nawet przez chwilę brzmieć jak Radiohead ("The Chair").

To zaledwie piąty album w 20-letniej karierze Living Coulour, co znakomicie dowodzi tezy, że liczy się jakość, nie ilość i że po 2 dekadach nadal można grać świeżo i soczyście. "The Chair in the Doorway" słucha się wybornie. Muzyka drży, pulsuje, tętni i wibruje. Jest gęsto, potężnie i niesztampowo. Pysznie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!