Recenzja

25-10-2009-13:31:24

The Flaming Lips - "Embryonic"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Utwory właściwie się nie kończą. Gdy cichnie jeden, drugi podejmuje jego wątek. To jedna wielka opowieść, która - gdy płyta przestaje grać - ciąg dalszy ma w naszych głowach.

Sam już nie wiem, ile razy słuchałem "Embryonic", gdyż jest tyle warstw do ogarnięcia. Gdy nastawimy się wyłącznie na powierzchowny odbiór materiału, przeleci tak, że nawet tego nie zauważymy. Gdy jednak skupimy się na jego poszczególnych partiach -
ugrzęźniemy w nim na dobre. To chirurgiczna eksploracja historii rocka a nawet jazzu. Wydawnictwo niesie olbrzymie zaplecze inspiracji (Joy Division obok Milesa Davisa), wzbogacając muzykę o nowe motywy. "Embryonic" nie brzmi nawet ścieżka dźwiękowa do filmu, stanowi zupełnie nową jakość, nowy unikatowy byt - to niemal muzyczna powieść. Historia w niej zawarta, wydawać by się mogło jest genialna i trywialna zarazem. Niczym w prozie Thomasa Pynchona ukazuje nam rzeczywistość na różnych płaszczyznach. Jest jakaś główna opowieść, do niej podłącza się kolejna, a do niej następna i tak w kółko - do momentu aż stwierdzamy, że to nie my czytamy tę książkę, tylko książka czyta nas.

Nowa propozycja The Flaming Lips nie jest na wszystkie uszy, ale ci, których bawią takie muzyczne łamigłówki z pewnością będą usatysfakcjonowani. Nie zdziwiłbym się jeśliby uznano "Embryonic" za jedno z ważniejszych dzieł w historii muzyki rozrywkowej. Na pewno to rzecz w sam raz na długie, jesienne rozmyślania.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!