Recenzja

20-06-2010-17:15:33

Snoop Dogg - "Malice n Wonderland"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Od takiego gracza jak Snoop Dogg można i należy oczekiwać wiele. Szczególnie, gdy prezentuje dziesiąty album, zapowiadając go jako dzieło wybitne.

W przechwałkach dryblas z Long Beach zawsze był dobry, a w sumie to wciąż jest. Szkoda tylko, że fatalnie wypadł jako selekcjoner utworów. Słuchając "Malice n Wonderland" nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż jest to wydawnictwo, którym raper chciał się przypodobać wszystkim. Są nagrania dla fanów rapowego południa (m.in. tragicznie wtórne "1800" z Lil Jonem), dla dziewczyn i zwolenników R&B (świetne "Different Languages", bardzo przeciętne dwa numery z The-Dreamem), a nawet najmłodszych widzów MTV, pod kątem których powstało "Pronto" z... Soulja Boyem.

Niestety ta różnorodność nie stanowi wcale atutu płyty. Wręcz przeciwnie. Potwierdziło się powiedzenie, że jak coś jest dla wszystkich, to de facto jest dla nikogo. Brakuje nie tylko spójności, ale przede wszystkim dobrego, gangsterskiego rapu, jakiego Snoop jest ikoną. Jedynie "2 Minute Warning" i "Secrets" wpisują się jakkolwiek w estetykę hip-hopu Zachodniego Wybrzeża, ale pierwsze z tych nagrań brzmi zwyczajnie słabo.

"Malice n Wonderland" nie jest udanym albumem. Ma kilka niezłych momentów, ale w całokształcie razi wtórnością, szablonowością i zwyczajnie irytuje. Szkoda zmarnowanego potencjału, tak samo jak i czasu na słuchanie. Już lepiej odkurzyć z półki któryś z poprzednich krążków hip-hopowego bossa.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: snoop dogg