Recenzja

08-09-2010-12:49:55

HIM - "Screamworks: Love In Theory And Practice"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Fiński sklep z przebojami otwarty po raz siódmy po ponad dwuletniej przerwie. Towaru przebojowej jakości w nim dostatek. Fani, a zwłaszcza fanki, oszaleją ze szczęścia.

Ville Valo od początku istnienia HIM pokazuje, że ma dar do pisania hitów i uwodzenia barytonem o smutnawej kolorystyce. Z upływem lat nic się nie zmienia. Na "Screamworks…" roi się od utworów, które mogą szaleć na listach przebojów. Współczuję temu, kto musiał wybrać singla promującego. Padło na "Heartkiller", lecz gdyby wybrano na przykład "Like St. Valentine" albo "Katherine Wheel" nic by się nie stało, bo refreny mają równie fajne. Więcej jest pieszczącego uszy materiału niż na "Venus Doom". Różnica między nową płytą a poprzedniczką jest taka, że na "Venus..." Ville poeksperymentował i doprawił swój love metal warstwą gitarowego brudu. Nie brakowało cięższych akcentów, ale tak zaaranżowanych, by słuchacz się zbytnio nie przestraszył. Z nowej płyty brud i nadmierny ciężar usunięto. Brzmi ona sterylnie czysto, lecz nie chłodno. Eksperymentów brak. Chyba, że zaliczmy do nich mocno elektroniczny "The Foreboding Sense Of Impending Happiness". Jest gotycko rockowo i popowo przebojowo. Czasem ostro do przodu, ale nie za ostro. Dla kontrastu są w piosenkach zwolnienia i wyciszenia. Nie brak mocnej gitary, mnóstwo jest melodyjnych chórków, czasem przesłodzonych, jak w balladzie "Disarm Me (With Your Loneliness)". Co jakiś czas pojawiają się klawisze, a Villemu zdarza się zaryczeć jak raniony zwierz ("In Venere Veritas"). Śpiewa rzecz jasna o miłości, rozsiewając aurę smutku. Sam niedawno rozstał się z ukochaną, więc z niemiłych emocji oczyszcza się śpiewając o relacjach damsko-męskich. Nie wiem, jaki efekt odniosło katharsis, ale z dużym prawdopodobieństwem można napisać, że Fin oczaruje kolejne tysiące fanek.

Nawet jeśli się za HIM nie przepada trzeba przyznać, że ich piosenek słucha się bez bólu. Nie irytują, łatwo wpadają w ucho. "Venus Doom" przynosił mały element zaskoczenia. Jakby muzycy delikatnie skręcili, by sprawdzić, gdzie mogą dojść inną drogą. Chyba ryzyko, że zabłądzą było na tyle duże, iż wrócili na trakt, po którym poruszają się pewnie. I zapewne da to grupie kolejny sukces w karierze. Należy im się. W tym, co robią są znakomici.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: him