Recenzja

15-11-2010-17:44:49

Ania - "Ania Movie"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Zebrać kilka popularnych piosnek i przygotować ich nowe wersje to żaden wyczyn. Nagrać je tak, by tworzyły spójną całość i pasowały do stylu wykonującego artysty to prawdziwa sztuka. Sztuka, która bezbłędnie udała się Ani Dąbrowskiej.

Na dzień dobry należą się naszej rodaczce brawa za śmiałość. Trzeba nie lada odwagi, by pokusić się o własną interpretację piosenki The Beatles czy z miejsca rozpoznawalne motywy z filmu "Kill Bill" czy serialu "M.A.S.H". Dąbrowska nie bała się nie tylko sięgnąć po klasyki, ale i zmienić je tak, by pasowały do jej stylu. Album "Ania Movie" to bowiem przede wszystkim płyta Dąbrowskiej, z pełnym arsenałem cech jej muzyki. Piosenki snują się więc delikatnie, z subtelną gracją, bez pośpiechu. Czasem zabujają, czasem sprawią, że zrobi się ciepło na sercu. Trochę leniwe, trochę rozmarzone, okraszone kojącym głosem wokalistki. Jest miejsce na french touch, szczyptę soulu i szlachetny pop w idealnej harmonii. I tylko czasem przypomina nam się, że skądś już te numery znamy.

Każdy w tym muzyczno-filmowym zestawie pewno znajdzie swojego faworyta. Promujące krążęk "Suicide is Painless" z miejsca znalazło rzesze fanów. "Bang Bang (My Baby Shot Me Down)" rozbraja dęciakami, "Give Me Your Love" urzeka romantycznymi smykami i fletami, a "Strawberry Fields" ma w sobie tak niesłychaną lekkość, że niemal wznosi się w przestworza. Jest też błogie "Everybody's Talking" i powłóczysto-walczykowe "Deeper and Deeper" oraz jeden z najjaśniejszych fragmentów wydawnictwa, "Sound of Silence". Zupełnie inaczej zaaranżowane, ale ze wspaniale zachowanym klimatem oryginału Simona i Garfunkela. Pustynno-psychodeliczna oprawa sprawdza się w tym numerze po prostu genialnie. Zresztą, produkcja całego albumu jest na najwyższym poziomie. Niby bogata i różnorodna, ale bez epickiego zacięcia i barokowego przepychu. Klasa, po prostu klasa.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!