Recenzja

05-02-2011-00:14:03

Arcade Fire - "The Suburbs"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

- To będzie taka mieszanka Depeche Mode i Neila Younga - zapowiadał wokalista, Win Butler. Jak dziwnie i podejrzanie by to nie brzmiało, nie kłamał. Co to znaczy? Niewątpliwie "The Suburbs" to ciekawa i intrygująca rockowa płyta z popowym drygiem. Poza tym bardzo dobra i zaskakująco przebojowa.

Na pierwszy rzut oka (ucha?) ciężko znaleźć wspólny mianownik między DM a Youngiem. Wbrew pozorom, łączy ich więcej niż sympatia muzyków Arcade Fire. Po pierwsze, dają świetne koncerty. Po drugie potrafią pisać utwory po prostu stworzone do grania na żywo. I tu należy zacząć doszukiwania się wpływów wymienionych artystów na "The Suburbs". Praktycznie każda zamieszczona na płycie piosenka ma tak wspaniałą melodię i - z braku lepszego słowa - nośność, że chciałoby się jej wysłuchać grzmiącej z ścian Marshallów. Nie znaczy to wcale, że materiał jest bardzo hałaśliwy czy rozbuchany od ornamentów. Wręcz przeciwnie. W porównaniu z poprzednimi wydawnictwami Kanadyjczyków, najnowsze dzieło wydaje się dość surowe. Niemal zanikł aranżacyjny rozmach (podkreślam niemal, obecne nadal są smyki czy rozmaite perkusjonalia), pojawiły się za to czysto rockowe i folkowe klimaty.

Weźmy chociażby otwierające zestaw nagranie tytułowe, rozbujane po amerykańsku niczym "Harvest Moon" wspomnianego już Neila Younga. Inspiracji rodakiem można się jeszcze doszukać w akustycznym, pełnym uroku "Wasted Hours". Nie brakuje jednak bardziej nowojorskich momentów z brudnymi metalicznymi gitarami a la Sonic Youth ("Empty Room") albo z kobiecym pierwiastkiem w stylu Blondie ("The Suburbs (Continued)"). Słychać też echa U2 w iście stadionowym "Half Light II (No Celebration)". Depeche Mode czy Bruce'a Springsteena również można tu i ówdzie wychwycić. Moim faworytem jest jednak ostry, motoryczny i rozpędzony niczym Queens of The Stone Age "Month of May". A najlepsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę całość nie brzmi jak elementarz fana rockowego grania, lecz jak... Arcade Fire w topowej formie.

Butler z żoną i kolegami biorą od innych artystów esencję i tworzą z niej swój wyjątkowy, przepyszny koktajl. Trochę jak z tequilą sunrise - owszem, zawiera meksykański trunek, ale poza delikatną goryczką, w smaku zupełnie nie przypomina bazowego składnika.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!