Recenzja

07-02-2011-21:11:47

Marc Almond - "Varieté"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Okładka i tytuł najnowszego dzieła Marca Almonda to doskonałe wskazówki dotyczące na "Varieté" muzyki. To muzyczny teatr rozmaitości, gdzie w pełnym gracji tańcu przeplatają się smutek i radość.

To pierwsze od 10 lat studyjne dzieło wokalisty zawierające wyłączne materiał jego autorstwa. Na płycie artysta postanowił zmieścić autobiograficzne utwory podsumowujące jego 50-letnie życie. A życie, jak wiemy nie raz przypomina kabaret, stąd dobór takiej właśnie muzycznej stylistyki wydaje się bardzo trafny.

- Chciałem uczcić nostalgię - zapowiadał Anglik. Udało się. Mnóstwo tu emocji. Chodzi jednak o podszyty melancholią, goryczą dramatyzm, a nie łzawą egzaltację. Nie brakuje jednak ekstatycznych czy wesoło "pijanych" momentów. Muzycznie mamy natomiast kabaretowy pop wzbogacony nutami salsy, walca, tanga, wodewilu, a nawet bluesa i rocka. Blichtr, miesza się z zapachem pudru, tanich perfum i łzami. Całość doskonale uzupełniają wymownie poetyckie teksty ("my life is like a drag queen dressing room, my mind is like a prostitute's bed"/"moje życie przypomina garderobę drag queen, a umysł łóżko prostytutki").

Almond zawsze miał dryg do pisania klasycznie popowych, a zarazem tragicznie romantycznych utworów. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Nowy album to jednak coś więcej niż zestaw piosenek (choć wyróżniają się "Nijinsky Heart", "Unloveable", tytułowy). To spójne, bogate dzieło, które należy smakować w całości. Dopóki nie opadnie kurtyna.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!