Recenzja

18-02-2011-00:29:57

Katy Perry - "Teenage Dream"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Ta płyta miała dać odpowiedź, czy Katy Perry będzie gwiazdą jednego albumu czy też na dobre umocni się w czołówce popowych wokalistek. Jednoznacznej odpowiedzi niestety nie sposób podać.

"Teenage Dream" trochę rozczarowuje swoją miałkością. Nie jest to wydawnictwo oddające w pełni potencjał wokalistki, a już za częste próby poddawania jej głosu komputerowej obróbce wołają o pomstę do nieba, bo co jak co, ale akurat głos to ona ma dobry. Po co więc te eksperymenty, które nic nie wnoszą? Niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem za to, że płyta powiela wiele schematów, które tak bardzo spłycają współczesny pop i czynią z niego mało oryginalną papkę.

Po pierwsze podkłady. Część z nich, z doskonałym singlowym "California Gurls", ma potencjał hitowy, ale większość zlewa się w mało interesującą całość. Melodie jakieś takie mało wyraziste - ani rockowe, ani elektroniczne. Dr. Luke, Max Martin, Benny Blanco czy też Stargate to ludzie utalentowani, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że poprzez oddawanie bitów na większość płyt w stylistyce pop/R&B zwyczajnie zaczynają się powtarzać, tracą wyjątkowość.

Zastanawiam się, czy jest sens przyczepiać się do tekstów. Z jednej przecież strony w popie to najmniej istotna część utworu, ale tutaj poziom przeciętności jest ogromny. Katy na poprzednim albumie była wesoła, żartobliwa, maksymalnie wyluzowana i ten luz nadawał polotu oraz lekkości wersom. Tutaj został już tylko luz, ale jest też sporo zblazowania i najzwyczajniej w świecie przynudzania.

Czy to znaczy, że "Teenage Dream" należy całkowicie spisać na straty? Nie, aż tak źle nie jest. Z pewnością kilka numerów znów stanie się hitami. Ale po latach zastanawiając się nad tym, jak powinna brzmień dobra płyta popowa, o drugim mainstreamowym krążku Katy nie pomyślicie nawet przez sekundę.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: katy perry