Recenzja

19-08-2011-00:10:31

Bob Geldof - "How To Compose Popular Songs That Will Sell"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Gdyby tytuł był w czasie przeszłym, można by się z nim zgodzić w stu procentach. Bo Bob Geldof zastosował patenty na przeboje rodem sprzed półwiecza. Co nie znaczy, że jego pierwszej od 10 lat płyty nie słucha się momentami z wielką przyjemnością.

Zaczyna się zaskakująco. "How I Roll" to jakby smutniejsza wersja "Summer In The City" Lovin' Spoonful, spopularyzowanej później przez Joe Cockera. Podobieństwo jest naprawdę wielkie, ale ku mojemu zaskoczeniu w książeczce piosenka widnieje jako kompozycja Boba. Zdziwię się, jeśli nikt na to więcej niż ewidentne zapożyczenie nie zareaguje.

Abstrahując od powyższego, miłych zaskoczeń na albumie jest więcej. Największym to, że krążka słucha się miło, że jest zwarty, zwięzły, ma w sobie lekkość i niemało przebojowości. Tylko takiej, w zdecydowanej większości, wyciągniętej z archiwum, nie współczesnej. Gros piosenek kilka dekad wstecz miałaby szanse na udany żywot na listach przebojów.

Geldof zgrabnie wkomponował w całość szorstką garażowość, dudniącą hybrydę oldschoolowego, zalatującego nowoorleańskim smrodem bluesa i mocnego rocka. Jest trochę popu zakorzenionego w latach 80. oraz nawiązań folkowych. Niektóre numery są jakby ze ścieżki do serialu "Statek miłości". Uszy wyśledzą też nawiązania do początków psychodelii. W pogodnym "Here's To You" gitara Boba pięknie "śpiewa" niczym w niezapomnianym "My Sweet Lord George'a Harrisona, korespondując przy okazji ze smyczkami.

Dobiegający sześćdziesiątki weteran jest mocno zaczepiony w przeszłości i przypomina ją młodszym. Dziś takiej mieszanki na większą skalę raczej nie da się sprzedać. Bob zamiast recepty na retroprzeboje musiałby zastosować współczesne patenty na hity. Co nie zmienia niezaprzeczalnego faktu, że przyjemność ze słuchania płyty Irlandczyka jest niemała.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: bob geldof