Recenzja
R.E.M. - "Collapse into Now"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Jeśli ktoś przypadkiem nigdy dotąd nie zetknął się z muzyką R.E.M., edukację może rozpocząć od płyty "Collapse into Now".
Nie chodzi o to, że mamy do czynienia z genialnym dziełem, acz nie mam płycie nic do zarzucenia. Najnowsza propozycja formacji to po prostu takie R.E.M. w pigułce. Zespół zaprezentował się tu chyba z każdej możliwej strony. Pokazał bardziej drapieżne, zadziorne oblicze, jak i melancholijnie spokojne. Jest miejsce na przebojowe numery, ale i artystyczne, wręcz eksperymentalne poczynania. Są kawałki wesołe i smutne, rockandrollowe i popowe. Są głośne, przesterowane gitary, ale i dźwięcząca mandolina.
Ale może trochę konkretów. "Oh My Heart" to delikatny walczyk z chórem rodem ze szlagierów Leonarda Cohena, a "Walk It Back" fortepianowe cudeńko. W "Every Day Is Yours To Win" mamy zniekształcony wokal Michaela Stipe'a i coś z U2, a "It Happened Today" pachnie Pearl Jam (za co odpowiada pojawiający się gościnnie Eddie Vedder). Dla sympatyków skoczno-spazmatycznego R.E.M. jest "Mine Smell Like Honey", a "Alligator_Aviator_Autopilot_Antimatter" z pokrzykującą Peaches to coś dla tych, którzy lubią ostrzejsze dźwięki. "That Someone Is You" spodoba się natomiast jednym i drugim. Na finał mamy niesamowite, bardzo klimatyczne i przyprawiające o dreszcze "Blue" nagrane z pomocą Patti Smith. I nie można zapomnieć o "All The Best" - jednej z najwspanialszych piosenek ostatnich lat (nie tylko w repertuarze R.E.M.)
Materiał powstawał m.in. w Hansa Tonstudio w Berlinie, gdzie znakomite albumy stworzyli David Bowie ("Low) czy U2 ("Achtung Baby"). "Collapse into Now" niekoniecznie znajdzie się na szczycie osiągnięć R.E.M., to jednak udany, bardzo różnorodny, pełen znakomitych numerów zestaw.