Recenzja

06-11-2011-19:25:27

Megadeth - "TH1RT3EN"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Gdyby dzisiejsze MTV wyglądało jak w latach 90., czyli prezentowało teledyski, Megadeth, tak jak przed dwudziestoma laty, miałoby stałe miejsce w ramówce.

Płyta "TH1RT3EN" brzmi jak... Megadeth. Albo raczej tak, jak lubimy, by Megadeth brzmiało. Jest mrok i gorycz, gęste brzmienie, trochę wyścigów i gitarowych slalomów, dwie stopy, a przede wszystkim świeżość. Niby wszystko jest normalnie, thrashowo, po staremu (tak wiem, że to pierwszy od dekady album z Dave'em Ellefsonem, wiem też, że materiał powstał dość demokratycznie), a jednak jakoś zaskakująco dobrze. Dave Mustaine i spółka nie proponują niczego nowego, szokującego, żadnych eksperymentów. Raz bawią się w demonów szybkości ("Fast Lane"), kiedy indziej stawiają na klimat ("We The People"), a że rudzielec ma balladowe zacięcie i tego nie brakuje (wyjątkowo udane, złowieszcze "Millenium of The Blind").

Dla mnie najważniejsze są melodie, którymi "TH1RT3EN" jest po prostu nafaszerowane. Singlowy "Public Enemy No. 1" jest chwytliwy jak jasna cholera, co nie znaczy, że to odosobniony przypadek w zestawie. Większość numerów mogłaby reprezentować album i po raptem kilku przesłuchaniach da się zanucić. Moi faworyci to "Whose Life (Is It Anyways?)", "Guns, Drugs, & Money" i "Black Swan", chociaż "Wrecker" i "New World Order" też. Tak przebojowego zestawu Megadeth nie nagrało chyba od "Countdown to Extinction", stąd we wstępie wzmianka o MTV. Pamiętam klipy kapeli śmigające w telewizji od rana do nocy i wyobrażam sobie, że nowe numery spokojnie mogłyby zająć ich miejsce.

Zabrzmi to jak banał, ale "TH1RT3EN" to po prostu album, którego dobrze się słucha. Kawał porządnego, czystego metalowego grania, soczystego, witalnego, pełnego energii i w fajny sposób przystępnego. Brawo, panowie, brawo.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: megadeth