Recenzja

25-12-2011-15:19:29

Jill Scott - "The Light of the Sun"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jill Scott po ponad dziesięciu latach rozstała się z wytwórnią Hidden Beach i związała się z jednym z majorsów. Całe szczęście nic a nic nie wpłynęło to na jej podejście do muzyki, w efekcie czego czwarty klasyczny, studyjny materiał filadelfijskiej wokalistki brzmi świetnie.

Trzeba przyznać, że Scott dopięła w przypadku "The Light of the Sun" wszystko na ostatni guzik. Nie oddała za wiele pola gościom, sama czuwała nad warstwą produkcyjną, spędzając w studiach w Los Angeles i Filadelfii długie godziny. Potrafiła narzucić takim kompozytorom jak JR Hutson, Dre & Vidal czy Warryn Campbell własny styl oraz pomysł na muzykę.

W przeciwieństwie do wielu innych artystów soulowych, nie zdecydowała się ani na eksperymenty z elektronicznym R&B, nie cofnęła się też do estetyki Motown sprzed pół wieku. Mamy klasyczny neo soul z elementami hip-hopu, oparty w części o żywe instrumenty. Jill Scott nie ma zamiaru ścigać się z młodszymi koleżankami, bo nie ma takiej potrzeby. Wystarczy że po raz kolejny dowiodła wielkiego talentu na polu tekstowym, a jej głos brzmi tak samo urzekająco jak na debiutanckim krążku. Scott czasem bawi się w melorecytację ("Womanifesto"), czasem próbuje rapować, we wszystko wkładając całą siebie.

Szkoda tylko, że po bardzo mocnym, rozbujanym początku albumu, środek jest trochę bardziej monotonny. Wygląda to trochę tak, jakby artystka przez pierwsze minuty postanowiła tupnąć nogą i krzyknąć do fanów "patrzcie tutaj, wróciłam", a potem zechciała przekazać nam trochę zadumy, melancholii. Z drugiej strony robi to z taką klasą, że nie wypada narzekać.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: jill scott