Recenzja

24-04-2012-19:45:36

Wilco - "The Whole Love"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Skoro tytuł jest o miłości, pytam: Czy można zakochać się w płycie "The Whole Love"? Odpowiadam - jak najbardziej! Choć odbiorca musi koniecznie posiadać pewne cechy.

Ależ muszą być zdziwieni najstarsi fani Wilco, którzy pamiętają, ogólnie rzecz ujmując, zespół tworzący wariację na temat country. Jeff Tweedy, lider Wilco, ma umysł niespokojny z nieujarzmioną chęcią do poszukiwań. Dlatego dziś w muzyce Wilco country raczej już tylko nieśmiało pobrzmiewa. Dany muzykowi jest również rozsądek i wyczucie. Dlatego różnicuje on odpowiednio muzykę, zachowując jedną stałą - brzmienie. Piosenki Wilco brzmią prawdziwie, naturalnie, jakby nagrywano je na żywo w studiu.

Kiedy zachłystywałem się "Sky Blue Sky" sądziłem, że Tweedy przywiąże się na dłużej do lekkiej, rozmarzonej, uroczo melancholijnej, podnoszącej na duchu estetyki. Musiałoby zadziałać wyrachowanie, bo tego typu muzyka lat temu parę miała spore wzięcie. Sukces wspomnianej płyty na pewno się przydał, ale muzyk i tak poszedł w swoją stronę. Nie zapominając jednak całkowicie skąd przyszedł i jak ewoluował. Jeśli odbiorca "The Whole Love" ewoluował podobnie, jak Jeff, jeśli nie ma nic przeciwko temu, że obok surowej i chłodnej elektroniki, na krążku egzystują ostre rockowe kawałki, mające w sobie coś z wczesnego Davida Bowiego, The Stooges, Velvet Underground, elektrycznego Neila Younga, a nawet kochających improwizację mistrzów psychodelii i krautrocka (wsłuchajcie się w drugą część niesamowitego "Art Of Almost" i "I Might"), od ósmego krążka Wilco prędko się nie oderwie. Dodamy jeszcze, że kapela umie powalić wspaniałością epickich, ładnie zaaranżowanych ballad z nadzieniem folkowo-bluesowo-country'owym (świetna, ponad 12-minutowa "One Sunday Morning…"), czasem w klimacie Springsteena i późnych Beatlesów.

Rysuje nam się obraz dzieła niemalże kompletnego, ponadczasowego. Będącego jak kalejdoskop, świecący w oczy łagodnymi dźwiękami z tradycji folku, bluesa i country. Chwilami skrzy się syntetycznie, uderza intensywnie niezależnym, niemalże garażowym rockiem. W przesadę popadać nie wolno. "The Whole Love" przełomowym dziełem nie jest. To umiejętnie dokonana synteza różnych przejawów gitarowej muzyki, nie wykluczając popu. Bo Jeff Tweedy ma niezły zmysł do ładnych melodii, które radiowego słuchacza na pewno nie odstraszą. Wilco zgrabnie i przekonująco ucieka od łatwego zaszufladkowania. Ucieczce tej radzę się dokładnie przyglądać. Mam nadzieję, że zespół z Chicago prędko jej nie zaprzestanie. A za jakiś czas my, smakosze muzyki Wilco, zgodnie powiemy, że była to ucieczka wielka. I zakochamy się w dokonaniach amerykańskiej formacji na amen.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: wilco