Recenzja

26-03-2012-08:23:19

Madonna - "MDNA" (deluxe)

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

W przeszłości teledyski dla Madonny kręcił David Fincher, Mark Romanek, Luc Besson czy oczywiście Guy Ritchie. Teraz do współpracy gwiazda powinna zatrudnić Michaela Baya. "MDNA" to bowiem taki muzyczny odpowiednik "Transformersów".

W sumie trudno się czepiać, że nie jest to ambitne dzieło, że artystka po prostu eksploruje wszystko, co obecnie modne i lansowane (a jak! jest i dubstep) i stara się przekuć to na jak najlepszy, najbardziej wypasiony materiał. Ja przynajmniej pogodziłam się z tym, że Madonna, którą uwielbiałam i podziwiałam już nie wróci. Teraz królowa popu chce przede wszystkim być na topie, chce być młoda, sprężysta i uwielbiana, a kreatywność jest rzeczą co najmniej drugorzędną. Piosenką z pomponami ("Give Me All Your Luvin'") dała zresztą jasny przekaz. Będzie chwytliwie i krzykliwie, przebojowo, z nowoczesnymi bitami, eurodance'owymi patentami - prosto, bezpośrednio, bez finezji. I albo godzimy się na taki stan rzeczy, albo nie. Ciężko przecież wchodząc do restauracji z fast foodem, oczekiwać w menu coq au vin.

Zatem, "MDNA" to taki blockbuster, który ma swoje wady, zalatuje banałem i razi naiwnością, ale i tak przyciąga. Rzecz zrobiona superprofesjonalnie, nierzadko efektowna, czasem efekciarska. Może, a chwilami wręcz musi się podobać, miewa naprawdę niezłe momenty (mocno pulsujące, zapętlone "Gang Bang", "I Don't Give A", które w finale ma w sobie coś z produkcji Kanye Westa czy "I'm a Sinner" z pohukiwaniem a la Bono). Jest też kilka miłych niespodzianek (naprawdę ładna ballada "Falling Free", bijąca na łeb nagrodzone Globem mdłe "Masterpiece"). Jako całość płyta nie jest jednak niczym więcej, jak przewidywalnym popowym produktem z najwyższej półki. Pewnie powinnam dopisać, że jak na Madonnę to trochę mało, ale... Czy naprawdę ktoś spodziewał się po niej czegoś więcej?

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: madonna