Recenzja

29-07-2012-16:50:22

P.O.D. - "Murdered Love"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Czy ktoś się podniecał na myśl o nowym albumie P.O.D.? Pewnie ktoś tak, ale raczej nie były to tak jak na początku stulecia miliony.

"Murdered Love" to jedna z tych płyt, na które niekoniecznie się wyczekuje. Ba, łatwo nawet ją przeoczyć, ale jak już trafi do odtwarzacza, sprawi wiele radości. Oczywiście tym, którzy lubią P.O.D.

Chrześcijanie z San Diego ani bowiem myślą o rewolucji czy chociażby zmianie stylu. Grają w zasadzie to, co zawsze. Rock i metal, ładnie i, co ważne, pomysłowo urozmaicony elementami hip-hopu, subtelnym reggae. Potężne riffy mieszają z dobrymi melodiami i fajnym, niezmiennie plastycznym krzyko-śpiewem Sonny'ego Sandovala (świetne "Lost In Forver").

Jest w tym żar i ogień, prawdziwa rockowa energia, a czasem wręcz metalowa, jak chociażby w otwierającym "Eyez" z udziałem Jamey'ego Jasty z Hatebreed. Tradycyjnie już dla P.O.D. mamy też do czynienia z różnorodnym zestawem, gdzie obok najbardziej nowoczesnego i ciekawego numeru tytułowego (który spokojnie mógł powstać po drobnej konsultacjach z Mikiem Shinodą), mamy typowy amerykański rockowy kawałek z "serialowym" refrenem ("Higher"), a po rapowym "West Coast Rock Steady" z popisem Sen Doga z Cypress Hill czeka raczej ckliwa power-ballada ("Beautiful") a po niej rozbujany reggae'owo "Babylon the Murderer". A dalej jest jeszcze lekko popowe "Bad Boy".

Można by pomyśleć, że Amerykanie stanęli w miejscu, ale tak nie jest. Wiedzą, że mamy już drugą dekadę XXI wieku, a najlepiej świadczy o tym produkcja, za którą odpowiada Howard Benson. Gdybym miała szukać porównań, pod względem brzmienia najbliżej im chyba do Deftones, chociażby za sprawą grząskich, wirujących motywów gitarowych (acz takie "On Fire" pachnie na kilometr Rage Against The Machine).

Podsumowując "Murdered Love" można napisać jedno. To naprawdę, naprawdę dobra płyta. Solidne, przebojowe rockowe granie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: p.o.d.