Recenzja

19-03-2014-00:46:50

Tatiana Okupnik - "Blizna"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jurorka "X Factor" zaprasza na imprezę klubową. Przygotowany na nią set didżejski to nowoczesne granie, pod względem energii dopingujące do szaleństw na dancefloorze. Ale zamiast erotyczno-hedonistyczną, emanuje melancholijną, refleksyjną nutą.

Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany - pisał mistrz Szekspir. Z blizn Tatiany Okupnik drwić nie zamierzam. Z tych będących pozostałością po wypadku i tej muzycznej, na którą składa się kilkanaście piosenek i krótkich dźwiękowych przerywników (np. anonsowanie przez stewardessę lądowanie samolotu w Warszawie, fragment narracji Krystyny Czubówny z programu przyrodniczego). Trochę dziwnie się czuję, słuchając "Blizny", bo zawsze uważałem, że Okupnik urodziła się w studiach wytwórni Motown lub okolicach tychże, a potem ktoś w złośliwości swojej stamtąd ją wykradł i wywiózł do Polski. Repertuar popowo-soulowo-funkowo-R&B, jak na debiutanckiej płycie, wydawał mi się dla niej środowiskiem naturalnym, w którym czuje i sprawdza się najlepiej. Jak widać, nie tylko w nim. Tak jak blizna jest nauczką, by czegoś unikać, tak i ja nie powinienem zamykać artystów zbyt szczelnie w jednej estetyce, w jednym sposobie wyrażania się.

Tatiana współpracowała przy płycie z producentem, kompozytorem i remikserem Michałem Przytułą, który już udowodnił (choćby z Reni Jusis), że taneczno-klubowe dźwięki to jego specjalność. Rezultatem jest świetnie wyprodukowany didżejski set, z niebanalnymi tekstami po polsku (Okupnik po raz pierwszy na solowej płycie śpiewa wyłącznie w ojczystym języku). Całość jest spójna, aczkolwiek osobiście przerywniki dałbym jedynie w postaci intro i outro, by dzięki temu reszta ułożyła się w jeden ciąg tanecznych numerów, które są w stanie wprawić odbiorcę w trans. Piosenki są równe. Ciężko byłoby wybrać jakąś zdecydowanie wystającą poziomem ponad konkurentki. Niełatwym zadaniem jest też wykrojenie z "Blizny" wielkiego przeboju. Takowych tu nie znajduję. Świetnie się słucha takich piosenek jak "Kosmos", "Konie mechaniczne" (troszkę z Depeche Mode mi się kojarzy), "Ratuj mnie", "Oczy na zapałki" (tu akurat mamy erotyczny przekaz), "Matematyka serc". Nie czuję się ekspertem od muzyki klubowej, ale tu jest i dance, i trance, i deczko chilloutu.

"Blizna" niesie ze sobą dysonans. Zderzają się na krążku rytmy, które wręcz wyganiają na dancefloor, z drugiej strony słyszymy teksty do słuchania, o czymś, a nie jakieś ewidentne bzdety, które mają zapełnić przestrzeń nad jednostajnym beatem. Ciekawe to i całkiem przyjemne doświadczenie. Tatiana Okupnik udowodniła artystyczną wszechstronność. Nagrała album niesprawiający wrażenia koniunkturalnego produktu. Jest on silnie oparty na własnych doświadczeniach artystki i to się czuje. Jeżeli jest to otwarcie nowego rozdziału, jak zapowiada Okupnik, to jestem bardzo ciekawy, co będzie dalej.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!