Recenzja
Tatiana Okupnik - "Blizna"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Jurorka "X Factor" zaprasza na imprezę klubową. Przygotowany na nią set didżejski to nowoczesne granie, pod względem energii dopingujące do szaleństw na dancefloorze. Ale zamiast erotyczno-hedonistyczną, emanuje melancholijną, refleksyjną nutą.
Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany - pisał mistrz Szekspir. Z blizn Tatiany Okupnik drwić nie zamierzam. Z tych będących pozostałością po wypadku i tej muzycznej, na którą składa się kilkanaście piosenek i krótkich dźwiękowych przerywników (np. anonsowanie przez stewardessę lądowanie samolotu w Warszawie, fragment narracji Krystyny Czubówny z programu przyrodniczego). Trochę dziwnie się czuję, słuchając "Blizny", bo zawsze uważałem, że Okupnik urodziła się w studiach wytwórni Motown lub okolicach tychże, a potem ktoś w złośliwości swojej stamtąd ją wykradł i wywiózł do Polski. Repertuar popowo-soulowo-funkowo-R&B, jak na debiutanckiej płycie, wydawał mi się dla niej środowiskiem naturalnym, w którym czuje i sprawdza się najlepiej. Jak widać, nie tylko w nim. Tak jak blizna jest nauczką, by czegoś unikać, tak i ja nie powinienem zamykać artystów zbyt szczelnie w jednej estetyce, w jednym sposobie wyrażania się.
Tatiana współpracowała przy płycie z producentem, kompozytorem i remikserem Michałem Przytułą, który już udowodnił (choćby z Reni Jusis), że taneczno-klubowe dźwięki to jego specjalność. Rezultatem jest świetnie wyprodukowany didżejski set, z niebanalnymi tekstami po polsku (Okupnik po raz pierwszy na solowej płycie śpiewa wyłącznie w ojczystym języku). Całość jest spójna, aczkolwiek osobiście przerywniki dałbym jedynie w postaci intro i outro, by dzięki temu reszta ułożyła się w jeden ciąg tanecznych numerów, które są w stanie wprawić odbiorcę w trans. Piosenki są równe. Ciężko byłoby wybrać jakąś zdecydowanie wystającą poziomem ponad konkurentki. Niełatwym zadaniem jest też wykrojenie z "Blizny" wielkiego przeboju. Takowych tu nie znajduję. Świetnie się słucha takich piosenek jak "Kosmos", "Konie mechaniczne" (troszkę z Depeche Mode mi się kojarzy), "Ratuj mnie", "Oczy na zapałki" (tu akurat mamy erotyczny przekaz), "Matematyka serc". Nie czuję się ekspertem od muzyki klubowej, ale tu jest i dance, i trance, i deczko chilloutu.
"Blizna" niesie ze sobą dysonans. Zderzają się na krążku rytmy, które wręcz wyganiają na dancefloor, z drugiej strony słyszymy teksty do słuchania, o czymś, a nie jakieś ewidentne bzdety, które mają zapełnić przestrzeń nad jednostajnym beatem. Ciekawe to i całkiem przyjemne doświadczenie. Tatiana Okupnik udowodniła artystyczną wszechstronność. Nagrała album niesprawiający wrażenia koniunkturalnego produktu. Jest on silnie oparty na własnych doświadczeniach artystki i to się czuje. Jeżeli jest to otwarcie nowego rozdziału, jak zapowiada Okupnik, to jestem bardzo ciekawy, co będzie dalej.