Recenzja

26-06-2014-23:44:46

Chrissie Hynde - "Stockholm"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

O tym, że ukazała się płyta Chrissie Hynde przypomniał mi Wojciech Mann, który zaprezentował w swojej audycji jeden z utworów. Korzystając z okazji, chciałam mu za to serdecznie podziękować.

Fakt, że muzykę Hynde puszczał pan Mann daje już pewne wyobrażenie, z czym mamy do czynienia. Jest więc klasycznie, organicznie i z rockowym duchem. Aż trudno uwierzyć, ale to solowy debiut wokalistki, którą znamy od 35 lat. Fani The Pretenders nie przeżyją jednak szoku kulturowego. Artystka nie wstydzi się swego muzycznego rodowodu i tak jak tylko ona potrafi, tym miękko-chropowatym głosem, w ultrałagodny sposób jest zadziorna. Może nieco mniej niż w macierzystej kapeli, słychać pewne wygładzenie, pazurki zostały przypiłowane (zapewne przez Björna Yttlinga z Peter Bjorn and John, który zajął się produkcją), ale nie ma mowy o ckliwościach czy różowym lukrze. Bywa za to czasem ostrzej, lekko garażowo ("Down the Wrong Way") czy retro-klimatycznie ("A Plane Too Far").

"Stockholm" to typowy pop rock, co w tym wypadku należy rozumieć, jako dobre, melodyjne piosenki, zagrane na prawdziwych instrumentach, zaśpiewane z serca. Naprawdę dobre piosenki. "You or No One", "Dark Sunglasses" i "Sweet Nuthin'" nucą się same. Może przypominające Garbage "You're the One" można było pominąć, pojawia się też kilka innych słabszych momentów, ale bilans i tak wychodzi na plus.

Czasem w życiu człowieka pojawiają się albumy, które może nie są wielkie, wybitne, wyjątkowe, a jednak nam... pasują. Tego typu wydawnictwem jest "Stockholm".

P.S. Na gitarach gościnnie grają Neil Young oraz... temperamentny tenisista, John McEnroe.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!