Recenzja

06-12-2015-21:09:38

Coldplay - "A Head Full Of Dreams"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Umarł Coldplay, niech żyje Coldplay.

Przed premierą "A Head Full Of Dreams" Chris Martin podkreślał, że to koniec pewnego rozdziału. To nasz siódmy album i patrzymy na to, jak na ostatnią książkę o Harrym Potterze czy coś w tym stylu - tłumaczył frontman. - Nie chodzi o to, że nie będzie kolejnych, tylko, że to zwieńczenie czegoś. Według mnie to raczej początek czegoś nowego. Coldplay, jaki znaliśmy dotąd nie istnieje. Nazywanie kwartetu zespołem rockowym to spore nadużycie. Coldplay nagrał płytę na wskroś popową, czego dowodem nie tylko udział Beyoncé czy Tove Lo, ale przede wszystkim zaangażowanie w roli producenta Stargate'a, który pracował wcześniej z Rihanną czy Ne-Yo. Fakt, że w dniu premiery ogłoszono, iż Anglicy zagrają w przerwie meczu SuperBowl też jest symptomatyczne. I albo się z tym pogodzimy i docenimy przebojowy potencjał, albo uznamy, że Coldplay się skończył.

Na pewno rozpatrywanie nowego albumu w kontekście poprzednich, a szczególnie tych z początku kariery, jest bezcelowe. To dwie różne grupy, zupełnie inne cele i zupełnie inna muzyka. Singel "Adventure Of A Lifetime", skądinąd udany, pozytywny, ciepły, daje nam dobrą wskazówkę, co do obecnego stylu i brzmienia Coldplay. Jest syntetycznie, gładko, w tanecznych rytmach. Podobnie jest w reszcie utworów. To potencjalne popowe hity. Numery, które budzą skojarzenia z Taylor Swift ("Fun"), Avicii czy nawet The Weekndem ("Amazing Day"). Coldplay ma dryg do pisania zgrabnych melodii, do chwytliwych refrenów, więc takie "Hymn for the Weekend" czy numer tytułowy mają szanse stać się przebojami przyszłorocznych festiwali, a balladowe "Everglow" z udziałem Gwyneth Paltrow czy hollywoodzkie "Army of One" na pewno trafią do ramówek komercyjnych rozgłośni.

Nawet jednak podchodząc do "A Head Full Of Dreams" z otwartą głową i bez uprzedzeń, trzeba powiedzieć, że to bardzo przeciętna płyta. Kilka hitów się z tego wykroi, ale czy lepszych, większych niż "Shake It Up" Swift czy "Hey Brother" Avicii? Nie sądzę.

Mam wrażenie, że Coldplay nie tylko zaczęli nowy etap kariery, ale i stali się pewnego rodzaju precedensem. Dorosłym zespołem popowym. Czymś pomiędzy boysbandem a stadionowym rockiem. Skoro tak wybrali, niech tak będzie. Tylko jeśli już postanowili grać pop, niech się postarają o rasowe przeboje.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: coldplay