Recenzja

05-02-2016-04:20:51

Tricky - "Skilled Mechanics"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nowy, stary Tricky. Choć Skilled Mechanics to świeży projekt Anglika, tak naprawdę jest jego powrotem do korzeni. Zarówno formalnie jak i pod względem artystycznym.

Jeśli chodzi o sprawy formalne, w realizacji materiału Tricky'ego wspierał m.in. z weteran sceny Bristolu - DJ Milo z którym działał już w The Wild Bunch (a także Luke Harris). Muzycznie natomiast czeka nas triphopwa przejażdżka. Tricky nawet nie próbuje za bardzo uwspółcześniać brzmienia, którym zasłynął. Wraca do miejsca, z którego się wywodzi, z którym najlepiej jest kojarzony i - jak pokazuje najnowsze dzieło, gdzie nadal się świetnie czuje.

Najbardziej ucieszą się fani, którzy na lata zapomnieli o artyście, a teraz do rąk wpadnie im "Skilled Mechanics". Poczują się, jakby czas się zatrzymał, jakby muzyk nadal lubił wyłącznie duszne, mroczne, chwilami klaustrofobiczne nagrania. Jakby chodziło przede wszytkom o ciężkawy, zawiesisty, zamulony klimat. Powolnie sunące melodie, czasem tylko przeplecione ostrzejszym rytmem ("Beijing To Berlin" z zadziorną chińską raperką Ivy) ewentualnie rozbrykane, ale podskórnie złowieszcze ("Hero"). Dominuje trzaskającą, wielowarstwowa, skondensowana a zarazem organiczna elektronika, o dziwo jednak nie brakuje przestrzeni. Oczywiście są też śpiewające panie, których głosy wspaniale kontrastują z posępnymi półszeptanymi melorecytacjami Tricky'ego. Oh Land zmienia otwierające "I'm Not Going" w senną quasiballadę, a Francesca Belmonte w eterycznym "We Begin" przypomina elficę. Ciekawostką, większą niż wariacja utworu Porno For Pyros ("Diving Away"), jest cover hitu "Bother" Stone Sour, który choć nosi znamiona oryginału ma też wyraźne triphopowe odcienie.

Tricky żadnych nowych drzwi nie wyważył, ale też nie musiał, w końcu najbardziej lubimy go właśnie takiego. Osnutego dymem, hipnotycznego, proponującego gęstą dźwiękową mieszankę.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: tricky