Recenzja

06-03-2016-16:48:34

Kendrick Lamar - "untitled unmastered"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jeśli ktoś miał nadzieję, że kolejny album Kendricka Lamara będzie bardziej przystępny, singlowy może być wydawnictwem "untitled unmastered" rozczarowany. To jednak jedyny powód do niezadowolenia.

Trzeba zaznaczyć, że raper z Compton od razu uprzedza, z czym mamy do czynienia. "untitled unmastered" to zestaw numerów, których wcześniej muzyk nie wykorzystał (jak należy wnioskować znaczna część pochodzi z 2014 roku). Kawałków, które nie są w pełni oszlifowane, dopracowane. Całość ma często jazzowo-improwizacyjny charakter. Luźny w formie, niezobowiązujący w brzmieniu. Tu jakieś zabawy z gitarą, tam jakieś plumkające dźwięki bądź wokalno-rapowe wtręty. Odrobina chaosu, nieco wariacji. Najbliższe prawdziwej, skończonej piosenki jest "untitled 06 l 06.30.2014." z udziałem Cee-Lo Greena.

O dziwo, choć to rzecz pomiędzy mikstejpem, demo a prawdziwą płytą, słucha się tego dobrze i zaciekawieniem. Lamar najczęściej prezentuje miękkie, bardziej plastyczne oblicze, sięgając chętnie po jazz (leniwe, knajpiane "untitled 05 l 09.21.2014." z karmelowym wokalem Anny Wise) i soul. Owszem, konkretnego rapu ("untitled 07 l 2014 - 2016") czy oldschoolowych patentów ("untitled 01 l 08.19.2014.") nie brakuje, sporo tu jednak ciepłych brzmień, delikatnych syntetycznych dźwięków, przyjemnego, rozedrganego basu.

"untitled unmastered" to taka wprawka, warsztat Kendricka Lamara. Jakby Amerykanin chciał, by go lepiej poznać, by przybliżyć proces tworzenie, pokazać, co mu w głowie siedzi i jak ewoluuje. Propozycja bardziej w kategoriach ciekawostek, ale z tych dość wartościowych.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!