Aktualności
Historia jednej piosenki... Maanam – „To tylko tango”
Całą karierą ryzykowali członkowie zespołu Maanam, gdy w 1984 roku odmówili występu na spotkaniu Komunistycznej Młodzieży z Polski i ZSRR w Sali Kongresowej warszawskiego Pałacu Kultury. Na zlocie obecny był między innymi mający wkrótce zostać premierem Związku Radzieckiego Nikołaj Ryżkow, natomiast Kora wraz z kolegami z zespołu sympatyzowali raczej z Solidarnością i Lechem Wałęsą. W konsekwencji władze PRL-u zakazały emisji utworów Maanamu w radiu i telewizji. Zakaz ominięto w prosty sposób. Notowane wysoko na liście przebojów radiowej Trójki kompozycje zespołu zastąpiono zapętloną partią samej perkusji z „To tylko tango”.
To było niesamowite – wspominał współzałożyciel zespołu i gitarzysta Marek Jackowski w rozmowie ze stroną „wPolityce” w 2012 roku. W tych charakterystycznych werblach z „Tanga”, w ich złowróżbnym pogłosie w całej Polsce było wiadomo, że coś się dzieje z Maanamem. Zespół jest, ale skazany został na banicję. Rodziły się pytania: co mogło się stać i dlaczego? Fani doskonale wiedzieli o tym. Szacunek dla Marka Niedźwieckiego za to co zrobił wtedy.
„To tylko tango” stało się symbolem sprzeciwu artystów wobec władz PRL-u, chociaż jego powstawaniu nie przyświecało takie zamierzenie. Chociaż wspomniana partia perkusji stała się wręcz ikoniczna dla pozycji wolno myślących artystów w ówczesnym zdominowanym przez brudną politykę świecie, nie wiąże się to z poczuciem nadzwyczajnej dumy ze strony jej autora. Sam perkusista, Paweł Markowski, nie uzurpuje sobie nawet formalnego prawa do współautorstwa, chociaż stwierdził, że pomysł na tango wyszedł od niego. Marek Jackowski zareagował na niego zdziwieniem, a basista Bogdan Kowalewski jeszcze większym, gdyż dla niego brzmiało to jak muzyka klezmerska. Chodziło jednak o to, by dodać pomysłowi nieco rockowego pieprzu, charakterystycznego posmaku Maanam i powstanie coś, co będzie się wyróżniał na tle innego utworów, a jednocześnie brzmiało przebojowo.
Według wizji perkusisty, jego partia miała jeszcze mocniej odbijać się w uchu i pamięci słuchacza, bo charakterystycznym, dynamicznym zagrywkom na werblu towarzyszyć miał pogłos. Ostatecznie zdecydowano się jednak na bardziej powściągliwe, suche brzmienie. Aranżacja pozostałych instrumentów pozostała jednak bardzo oszczędna, dzięki czemu nie było konieczności nakładania na partię perkusji dodatkowych efektów dźwiękowych, aby podkreślić ich istotność. Pomaga także bardzo klarowny miks.
„To tylko tango” to jeden z tych utworów Maanamu, w którym każdy z jego twórców wniósł istotny kreatywny wkład w jego powstanie. Olga „Kora” Jackowska tradycyjnie była autorką tekstu, a Marek Jackowski głównym kompozytorem odpowiedzialnym za progresję akordów. Gitarzysta solowy Ryszard Olesiński wymyślił zagrywkę gitarową, dzięki której cała kompozycja zyskała charakteru. Kompozycji Jackowskiego czegoś brakowało, utwór wydawał się nieskończony i muzyk potrzebował pomysłu na jakąś wisienkę na torcie; klamrę która scalałaby całość. Z pomocą przyszedł Olesiński, wymyślając przerywnik gitarowy, który bardzo przypadł do gustu Jackowskiemu. To Marek wpadł na pomysł, że ów przerywnik jest tak dobry, że powinien pojawić się w piosence dwukrotnie. Dzięki temu ta w gruncie rzeczy miniatura zyskała coś na wzór instrumentalnego refrenu, bo w tekście nie występuje tradycyjnie powtarzająca się sekwencja słów, która mogłaby pełnić taką rolę.
Mimo akceptacji partii wymyślonej przez Ryszarda, Marek początkowo podchodził niechętnie do pomysłu, aby uwzględnić kolegę na liście autorów kompozycji. Przy nagraniach obecny był zaprzyjaźniony z zespołem Tadeusz Konador i to on przekonał Jackowskiego do formalnego uznania Olesińskiego jako współautora. Konador wyjaśnił Jackowskiemu, że partia wymyślona przez Olesińskiego jest stałym fragmentem piosenki, którą w dodatku główny kompozytor zaakceptował, więc powinien wykazać się konsekwentnością i dopisać go do listy twórców.
W tej sytuacji nieco dziwić może fakt, że na liście współautorów kompozycji nie widnieje także perkusista Paweł Markowski. Wymyślona przez niego prosta, powtarzająca się i bardzo charakterystyczna zagrywka perkusyjna jest równie istotną częścią brzmienia całości, co zagrywka Olesińskiego czy akordy Jackowskiego. Jest pierwszą rzeczą, którą słychać, gdy zaczyna się utwór i elementem zarazem tak rozpoznawalnym, że nie ma wątpliwości, który to utwór, już po samej zagrywce perkusyjnej nawet największy muzyczny laik poradzi sobie z jego rozpoznaniem. Jest to także ostatnia rzecz, która wybrzmiewa w ostatnich sekundach utworu.
W tej bardzo oszczędnej muzycznie miniaturze istotną rolę odgrywa jeszcze jeden instrument, nie należący do Maanamowego kanonu. Mowa o akordeonie. Zapraszanie rozmaitych gości-instrumentalistów nie było dla Maanamu nowością, ale tym razem zdecydowano się zaprosić prawdziwego specjalistę. Wiesław Dziedziński był nauczycielem w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. W. Żeleńskiego w Krakowie, gdzie uczył gry na akordeonie właśnie. To ostatecznie właśnie partia akordeonu miała dodać ten charakterystyczny, latynoski sznyt, dzięki któremu nawet mało osłuchany odbiorca nie miałby wątpliwości, że obcuje z muzyką spod znaku argentyńskiego tanga. W żyłach Latynosów płynie jednak gorąca krew, co znajduje odzwierciedlenie w równie gorącym, pełnym emocji stylu gry. A tego na wskroś akademicko dokładnemu instrumentaliście niestety brakowało. Perfekcja zabijała jakąkolwiek emocję przekazywaną w granych przez niego nutach i reszta zespołu była kompletnie nieusatysfakcjonowana wysiłkami Dziedzińskiego.
Z pomocą przyszedł nagrywający dla Maanamu partie saksofonu Andrzej Olejniczak. Poinformował kolegów, że kiedyś grał na akordeonie w weselnym zespole. Zrezygnowani muzycy pozwolili mu zagrać, nie wierząc już specjalnie w powodzenie całego przedsięwzięcia. Olejniczak nawet nie potrafił ułożyć prawidłowo palców. Dziedziński, jako nauczyciel, poczuł natychmiastową potrzebę poprawiania technicznych błędów saksofonisty. Jednak po kilku zagranych dźwiękach okazało się, że to jest to, czego Maanam potrzebuje. Pojawił się ten luz, ta niedokładność, ta emocja, która kojarzyła im się z gorącym, pełnym ekspresji tangiem. Profesor został uwzględniony jako muzyk gościnny na okładce płyty, jednak w rzeczywistości ani jeden dźwięk zagrany przez niego nie znalazł się na finalnym nagraniu.
Utwór został nagrany w czasie sesji nagraniowej do albumu „Nocny patrol”. Nagrań dokonano w 1983 roku w studiu ZPR w Krakowie. Obowiązki producenta powierzono Brytyjczykowi Neilowi Blackowi i Jackowi Mastykarzowi. Album ukazał się 19 listopada 1983 roku. Powstała także anglojęzyczna wersja utworu, zatytułowana po prostu „Tango”. Anglojęzyczne słowa napisał Tom Wachtel – tłumacz zawodowo zajmujący się w tamtym czasie tłumaczeniem na język angielski tekstów polskich rockowych zespołów. To właśnie do angielskiej wersji utworu powstał teledysk, w którym z Maanamu widać tylko Korę, natomiast zamiast kolegów z zespołu towarzyszy jej zespół klezmerski i para tancerzy.
Motyw tanga przewijał się w tamtych czasach w polskiej piosence regularnie. Republika grała swoje „Nieustanne tango”, a Lady Pank – „Tango stulecia”. Ciężko jednak zarzucić Maanamowi chęć wpasowania się w chwilową modę. Zaczęli trzy lata wcześniej z „Tango Domy Centrum” nagranego na ścieżkę dźwiękową do filmu „Wielka majówka”, a w 1989 roku nagrali jeszcze „Jedyne prawdziwe tango”, które dwa lata później poprawili poprzez „Złote tango, złoty deszcz”.
„To tylko tango” jest nie tylko utworem, który przypadkiem stał się orężem walki niezależnych artystów z ciemiężącą ich swobodę władzą nadszarpniętej stanem wojennym Polski. To także jeden z największych przebojów Maanamu reprezentujący niezwykły album w historii polskiej muzyki. Redakcja popularnego w tamtych czasach magazynu „Brum” nie miała wątpliwości: Płyta absolutna. Jedno z najważniejszych wydarzeń w polskim rocku, i chyba najdoskonalsze dzieło Marka i Kory.
źródło: Tymoteusz Kociński / Koncertomania.pl
21-08-2019-15:23:00