Aktualności

10-10-2011-19:07:05

Jamie Woon - "Mirrorwriting"

Udostępnij! Tweetnij!

Debiutancka płyta Jamiego Woona leżała sobie u mnie z tydzień nim zdecydowałam się ją włączyć. Była to bardzo dobra decyzja.

Nie, nie chodzi o to, że "Mirrorwriting" to jakiś koszmar i zaoszczędziłam sobie kilka dni błogiej ignorancji. Wręcz przeciwnie. Anglik nagrał śliczną, wyrafinowaną i bardzo przyjemną płytę. Wiem jednak, że w blasku słońca, mogłyby denerwować mnie te plumkania, wkurzać chwilami płaczliwa maniera wokalna, irytować ckliwe smyki. A tak, słońce skryło się za burymi chmurami, wiatr szaleje za oknami, deszcz wisi w powietrzu i od razu łatwiej skupić się na muzyce Woona, docenić niuanse, posmakować delikatnych nut. W takich okolicznościach przyrody, plumkania stają się kruchymi dźwiękami, płaczliwa maniera ładnie operującym emocjami głosem, a ckliwe smyki to romantyczne aranżacje.

No, dobrze, ale czym tego Jamiego się jeN Najlepiej łyżkami i w dużych ilościach. Artysta wkroczył na teren dotychczas zdominowany przez panie. Proponuje pełne uroku popowe piosenki, przyprawione niebanalną elektroniką i mocno oblane soulowym sosem. Woon w równym stopniu uwielbia bowiem zgrabne melodie, poszatkowane rytmy i syntetyczne plamy, co ciepłe, aksamitne brzmienia i chórki rodem z hitów R&B. Bywa smutno-sentymentalny, wręcz jesienny ("Waterfront"), ale i jakby tanecznie- pulsujący ("Lady Luck", "Middle"). Czasem pozwala sobie na leniwe dryfowanie ("Shoulda", "Gravity"), ale i zachęca do miłego bujania ("Night Air") czy chociażby pstrykania palcami ("TMRW").

W "Mirrorwirting" urzeka przede wszystkim niebywała lekkość. Nie ma tu nawet grama nadęcia, artystycznej egzaltacji, mnóstwo za to jak najlepiej rozumianej piosenkowości i wdzięku.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: