Aktualności

04-07-2012-19:48:04

Melody Gardot - "The Absence"

Udostępnij! Tweetnij!

Trwa bardzo dobra passa 27-letniej wokalistki zamieszkałej w Filadelfii. W trzy lata po bardzo udanym, docenionym przez szerokie grono słuchaczy oraz dziennikarzy z całego świata albumie "My One and Only Thrill", po serii koncertów od amerykańskiego wybrzeża do Australii, Gardot powraca płytą, która jeszcze bardziej przybliży ją do mainstreamu, nie odcinając zarazem od jazzowych korzeni.

Nagrywając "The Absence" Melody zawarła w muzyce wiele wspomnień związanych z wycieczkami po świecie. W dodatku latynoski producent Heitor Pereira zadbał o to, aby kompozycje były wielokulturowym smaczkiem, w którym znajdzie się i bossa nova, i afrykańskie wpływy. Bez obaw jednak. Gardot nie postawiła na odrobinę nudne, do bólu przewidywalne piosenki w stylu Ive Mendes. Jej charakter, osobowość odcisnęły piętno na wszystkich nagraniach, stąd też, jak już pisałem na wstępie, nie mam obaw, że utraci sympatię czy szacunek słuchaczy, którzy polubili ją za bliższe jazzowemu kanonowi dokonania. Bo to, że "The Absence" słucha się bardzo przyjemnie, że płyta kołysze rytmicznie głową i wprowadza nas w błogi stan, nie przesunęło longplaya na półkę "pop-jazz". Chociażby dlatego, że znajdują się tu też lekko bluesowe klimaty. I w pewnym stopniu ten materiał dobrze oddaje życiowe przejścia artystki, która kilka lat temu ucierpiała poważnie w ciężkim wypadku (jadąc na rowerze została potrącona przez Jeepa) i przez długi czas dochodziła do siebie. Rekonwalescencja trwała długo, ale w końcu wszystko wróciło na właściwe miejsce. Zahartowało to Melody, która znów marzy, znów cieszy się każdym dniem, czerpie radość z podróży, ludzi, rozmów z nimi. O tym jest "The Absence".


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: