Recenzja

16-09-2009-14:43:26

Jamie T - "Kings & Queens"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

W natłoku młodych, rzekomo zdolnych chłopców z Wielkiej Brytanii łatwo przeoczyć tych naprawdę wartych uwagi. Na przykład takiego Jamiego T. 23-latek wydał właśnie drugi album, który znacznie przewyższa debiut.

Jamie Treays, bo tak brzmi jego pełne nazwisko, zaskarbił sobie uznanie za sprawą zgrabnego połączania hip-hopu (takiego w stylu The Streets) i indie rocka. Pierwsza płyta zapewniła mu nominację do Mercury Music, nowa 2. miejsce na UK Charts, co pozwala domyślić się, w jakim kierunku podąża artysta. To, że chłopak potrafi całkiem nieźle melorecytować, zaprezentował już na "Panic Prevention", przy następcy, "Kings & Queens", do sprawdzonych patentów dorzucił jeszcze pewien magiczny składnik - przebojowość. Innymi słowy, więcej tu melodii, popowego drygu, choć bez żadnych plastykowych zagrywek, dudniących bitów. Wszystko w londyńskim klimacie. Chwilami można by nawet posunąć się do stwierdzenia, że Jamie to męski odpowiednik Lily Allen.

Wracając do płyty, produkcja została wygładzona, ale jednocześnie wzbogacona. Refreny osadzono natomiast na chwytliwych motywach, dzięki czemu lekko zadziorne "Sticks 'N' Stones" to pewnik na imprezy dla indie-młodzieży i niewątpliwy festiwalowy hicior. Drugi z singli, "Chaka Demus", jak również "Hocus Pocus" czy "Earth, Wind & Fire" to kolejne, pełne uroku i jednocześnie błyskotliwe kompozycje. W zestawie znalazło się także miejsce na rasowy rap ("Castro Dies" można by podrzucić Eminemowi), ale i niemal delikatny, akustyczny kawałek ("Spider's Web"). Co najważniejsze wszystko, co tworzy Jamie wydaje się szczere, naturalne, niewymuszone.

"Kings & Queens" to rzecz, która łączy alternatywną bezkompromisowość i mainstreamową przebojowość. Jedna z tych płyt, których po prostu miło się słucha.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!