Recenzja

09-12-2009-03:19:09

Sonic Youth - "The Eternal"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Z Sonic Youth jest trochę jak z AC/DC. Niby ich poszczególne płyty są inne, ale łączy je silny i wyrazisty mianownik. Albumy Sonic Youth brzmią po prostu jak Sonic Youth i nie inaczej jest z "The Eternal".

Nowe dzieło powinno pogodzić fanów zarówno bardziej "piosenkowego" oblicza formacji, jak i zwolenników eksperymentów. Nie brakuje bowiem ani jednego, ani drugiego. W zestawie znalazło się mnóstwo chwytliwych i drapieżnych numerów genialnie osadzonych w gitarowo-jazgotliwej krainie dźwięków Sonic Youth. Wystarczy włączyć otwierający całość "Sacred Trickster", "What We Know" czy "Thunderclap (for Bobby Pyn)". Z kolei "Anti-Orgasm" już za sprawą samego tytułu przypomina perełki alternatywnej sceny lat 90. Jest też miejsce na iście melancholijne "Antenna" i tęskne "Massage the History". Z drugiej strony, kompozycje często mają otwartą, improwizacyjną formę i jestem pewna, że na żywo zmieniają się w dzikie, nieokiełznane bestie.

Wszyscy roztrząsają, że "The Eternal" to taki prawdziwie niezależny album Amerykanów (wcześniej zakończyli kontrakt z wytwórnią Geffen), ale czy ta kapela kiedykolwiek szła na jakieś kompromisy? Głośno trzeba raczej mówić o tym, że tej pani i tym facetom wciąż się chce. Z ich gitar cały czas trzaskają iskry i nadal jak nikt inny potrafią połączyć beznamiętną łagodność z pełną furii wściekłością. Niezmiennie też czarują metalicznym brzmieniem, przesterami i ochrypłym głosem Kim Gordon. "The Eternal" to wiecznie to samo Sonic Youth. 100% Sonic Youth.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!