Recenzja

02-03-2010-01:39:09

Arctic Monkeys - "Humbug"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Trudno było mi sobie wyobrazić, co może wyjść ze współpracy Arctic Monkeys i Josha Homme'a. Nawet przez chwilę nie miałam jednak wątpliwości, że album "Humbug" będzie czymś dobrym, co zresztą zdradzał bardzo udany i - jak się okazało - reprezentatywny dla całości singel "Crying Lightning". Proszę państwa, wspaniale jest mieć rację.

Nie skumałam fenomenu Arctic Monkeys ani przy debiucie, ani przy "Favourite Worst Nightmare". Nie to, że nie lubię, gardzę i mam w głębokim poszanowaniu, uważam jedynie, że stawianie ich na piedestał było lekko przesadzone. Doceniałam przebojowość, energię, ale zawsze czegoś mi było mało. Okazało się, że brakującym ogniwem był Josh. Lider Queens of the Stone Age zabrał chłopaków na pustynię, nieco pobrudził, pokazał kilka niepokojących miejsc et voila. A bez metafor? W brytyjską muzykę formacji, artysta wlał nieco amerykańskiego stoner rocka, tworząc coś absolutnie wyjątkowego. Wyjątkowego, wciąż bowiem słyszymy przede wszystkim Arctic Monkeys (znane riffy, skoczne rytmy) wzbogacone jednak o elementy, które idealnie dopełniają to, co w ich muzyce najlepsze. Dzieło jest bardziej dojrzałe, ale nadal słychać młodzieńczy, twórczy głód Anglików.

Zasadniczą różnicę stanowią gitary, które brzmią zupełnie inaczej niż na poprzednich krążkach grupy. Czasem jak z filmów Rodrigueza ("My Propeller", "Dance Little Liar"), czasem po prostu garażowo ("Dangerous Animals"). Niewątpliwie rzężą i mają ten swoisty, powłóczysty, bleusowo-meksykański feeling. Josh nie byłby też sobą gdyby nie przemycił QOTSA-owych szeptanek i falsetowych chórków, dzięki którym dostajemy najseksowniejsze piosenki nie tylko w dorobku Arctic Monkeys, ale i ostatnich lat w ogóle ( z "Fire and the Thud" na czele).

Najlepsze w "Humbug" jest jednak to, że mamy do czynienia z prawdziwym albumem - z pewną całością, z przemyślanym materiałem, dopracowaną wizją, czymś znacznie więcej niż zbiorem singli i wypełniaczy. W czasach, gdy Radiohead odgraża się, że nie będzie już nagrywać płyt długogrających, wydawnictwa takie, jak "Humbug" czy "West Ryder Pauper Lunatic Asylum" Kasabian są bardzo pocieszające. To znaczy, że jeszcze nie czeka nas całkowita zagłada i muzyka ograniczona do dzwonków w telefonach oraz kawałków piosenek umilających oczekiwanie na połączenie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!