Recenzja

06-04-2011-13:40:19

Mark Ronson - "Record Collection"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wydawało się nam wszystkim, że doskonale znamy receptę Marka Ronsona na muzyczną produkcję. Stary soul, nowoczesna aranżacja, a to wszystko ze świetnie zaaranżowanym brzmieniem orkiestry dętej, gitarą basową i płaską perkusją. Prawie nic z tego nie znajdziemy na nowym albumie.

Co zatem przynosi nam "Record Collection"? Przede wszystkim flirt z ciekawą, bliską londyńskim ulicom elektroniką i brzmieniami klubowymi. Trochę rocka, ale on akurat u Ronsona był zawsze. Oczywiście sporo hip-hopu i soulu, tyle, że takiego mocno nieszablonowego.

Wystarczy dla przykładu wziąć pod lupę trzy utwory, które w pewnym stopniu najlepiej obrazują klimat wydawnictwa. Zaczniemy od "Glass Mountain Trust" z D'Angelo. Spodziewaliście się, że Ronson będzie chciał z Amerykaninem odtworzyć to samo, co nagrywał kiedyś z Amy Winehouse? Nic z tego. Zamiast melodyjnego soul-funku mamy elektronikę, syntetyczne brzmienie i D'Angelo jakby przepuszczonego przez tonę maszynerii, która zniekształciła jego głos. Intrygujące, a w dodatku zaskakujące in plus. Singlowe "Bang Bang Bang" z Q-Tipem to hip-hop, jaki mogliby nagrać Beastie Boys, gdyby w 1998 roku dysponowali tym sprzętem, który ma dyspozycji dzisiaj Ronson. Żeby jednak i starzy, wierni fani Marka poczuli trochę radości, mamy utrzymane w jego najbardziej klasycznym klimacie, czyli dyskoteki lat 70., "Hey Boy".

Żeby przekonać się do "Record Collection" potrzeba trochę czasu. Moim zdaniem to dobrze. Dostaliśmy bowiem dowód, że Ronson to artysta, który wciąż poszukuje i nie stoi w miejscu. W dodatku na swojej płycie postanowił trochę odpłynąć. Dobrze wie, że zarabia produkując innych. I takie podejście wypada pochwalić.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!