Recenzja

23-05-2011-19:05:45

Sade - "The Ultimate Collection"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Nie będę próbowała przekonywać do zasadności wydania/kupienia kompilacji podsumowującej dorobek grupy Sade, każdy bowiem wie, że trzeba mieć wszystkie płyty ślicznej Adu i jej kolegów. Skoro już jednak "The Ultimate Collection" ujrzało światło dzienne pozwolę sobie ocenić zestaw jako byt niezależny.

Może zacznijmy od minusów. Szkoda, że na dwóch krążkach nie udało się zmieścić choćby jednego nagrania w wersji koncertowej, szczególnie, że dzieło szczyci się przymiotnikiem "ultimate". Po drugie, dziwią nieco proporcje - mamy aż sześć piosenek z "Love Deluxe" (dla przypomnienia, płytę z 1992 roku wypełnia zaledwie dziewięć kompozycji) i tylko trzy z debiutanckiej "Diamond Life". I na tym w zasadzie koniec negatywów. Całość, jak muzyka Sade, jest piękna. Znakomicie słucha się tych najbardziej okazałych perełek z twórczości formacji zebranych razem. Ułożono je chronologicznie, przez co drugi krążek może wydawać się ciut gorszy - ostatnie longplaye "Lovers Rock" i "Soldier of Love" choć znakomite, nie mogą równać się z wcześniejszymi. Tu jednak pojawia się niespodzianka podnosząca wartość zestawu w postaci czterech niepublikowanych dotąd nagrań oraz znanego z b-side'u zwiewnego, słonecznego remiksu "By Your Side" w wykonaniu Neptunes. Wśród nieznanych mamy m.in. śliczną interpretację "Still in Love with You" z repertuaru Thin Lizzy oraz ciekawostkę w postaci nowej wersji "The Moon And The Sky" z udziałem Jaya-Z.

Powtórzę, płyty Sade trzeba mieć wszystkie. Kto jednak stracił swoją kolekcję w wyniku podziału majątku po rozwodzie, zniszczył albumy wielokrotnym słuchaniem czy po prostu dopiero teraz odkrył grupę, spokojnie może nabyć "The Ultimate Collection" jako koło ratunkowe czy też początek cudownej przygody z Sade.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: sade