Recenzja

15-08-2011-21:45:03

SBTRKT - "SBTRKT"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Aaron Jerome powinien nosić przydomek Pan Niespodzianka. Już raz nas kiedyś pozytywnie zaskoczył, teraz udało mu się to po raz drugi.

Pamiętacie najciekawsze debiuty 2008 roku? Wśród najlepszych wydawnictw pojawił się wówczas album "Time To Rearrange" niejakiego Aarona Jerome, którego nie mógł się nachwalić ani Gilles Peterson, ani opiniotwórcze media, dla których miks nujazzowych, ciepłych brzmień z domieszką elektroniki, jawił się jako bardzo odświeżający. Podobne wrażenie można teraz odnieść po przesłuchaniu najnowszego materiału Aarona - tym razem wydanego pod tajemniczym pseudonimem SBTRKT. Po płycie w klimatach bliskim nagraniom Bonobo, The Cinematic Orchestra czy połowy dyskografii wytwórni Ubiquity czy Tru Thoughts, Jerome tym razem przygotował wciągającą mieszankę klubowych rytmów: dubstepu, downtempo, funky czy 2stepu. Ale to płyta nie tylko do słuchania podczas nocnych wypadów na miasto, jej bogate brzmienie, inspiracje zaczerpnięte m.in. z chicagowskiej sceny house czy stylowego R&B, czynią z nowego dzieła zdolnego producenta album wyjątkowy również za dnia. Poszerza muzyczne horyzonty i potrafi sprawić wielką przyjemność - tak jest chociażby ze znakomitymi kompozycjami, w których pojawia się albo wokalistka Little Dragon, Yukimi Nagano, albo dobry kumpel Aarona, Sampha.

Polecanie jednak pojedynczych numerów w przypadku SBTRKT mija się z celem - ta płyta została pomyślana jako zwarta całość i tak też powinna być traktowana. A jeśli można już mieć o coś do jej autora pretensje to głównie o to, że za interesującą, afrykańską okładką, nie poszły więcej żadne egzotyczne historie. Nasycona plemiennym brzmieniem, muzyka SBTRKT mogłaby brzmieć jeszcze bardziej zjawiskowo.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: sbtrkt