Recenzja

22-08-2011-17:30:40

O.S.T.R. - "Jazz, dwa, trzy"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

To, że O.S.T.R. jest pracoholikiem nie ulega wątpliwości. Niestety ilość rzadko kiedy idzie w parze z jakością, przez co najnowszej płyty artysty trudno wysłuchać na jeden raz. A biorąc pod uwagę, że w bonusie dostaliśmy jeszcze jedno wydawnictwo, uczucie przesytu się potęguje.

Nie sposób oczywiście jednoznacznie skrytykować "Jazz, dwa, trzy", bo klasa Ostrego jest na tyle duża, że nawet jeśli nie zachwyca świeżością, to i tak chociażby ze względu na dobre bity, zasługuje na uznanie. Z każdym kolejnym krążkiem Ostrowski zbliża się do światowej czołówki. Jego kompozycje cechuje dbałość o świetnie pocięte sample, świetna perkusja, a na nowej płycie dodatkowo w kilku numerach dołożenie żywych instrumentów. Gdy dodamy do tego kapitalne skrecze DJ-a Haema, mamy do czynienia ze ścieżką dźwiękową wysokich lotów. Nie powstydziliby się tych bitów DJ Premier czy Pete Rock.

Nawet wspaniała muzyka nie jest jednak w stanie zrekompensować niedosytu, jaki pozostawia warstwa tekstowa i rapowanie Adama. On zwyczajnie przynudza, powtarza się i niczym nie zaskakuje. Na dłuższą metę to irytuje. W hip-hopie nie może być tak, że po przesłuchaniu albumu nie zostaje w głowie żadne przesłanie, żadna ciekawa historia. Historie o rodzimej Łodzi już były, wyznania miłości do rapu, rodziny oraz atakowanie komercyjnych artystów słyszeliśmy wiele razy.

O.S.T.R. powinien zerwać z tradycją wydawania płyt co rok i nad kolejnym wydawnictwem popracować dłużej. Powinien poszukać nowych tematów do tekstów, postawić na koncept album, zrobić po prostu cokolwiek, by znów słuchało się go z przyjemnością. Szkoda marnować takie wspaniałe bity rapowaniem o niczym bez energii, pasji i zacięcia. Dobrze wiemy, że Ostrowskiego stać na więcej. Pora, by nam o tym przypomniał.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: o.s.t.r.