Recenzja

26-11-2011-12:59:45

Iced Earth - "Dystopia"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Fani Iced Earth! Smucicie się po ponownym odejściu z zespołu wspaniałego Matthew Barlowa? Zupełnie niepotrzebnie! Jego następca poradził sobie znakomicie.

Jon Schaffer, lider Iced Earth, znany jest ze swego zamiłowania do historii oraz literatury. Zwłaszcza tej mrocznej, jak również fantastycznej. Jon to również muzyk, którego przeciwności, kłody rzucane pod nogi czy to przez biznes, kolegów z zespołu, czy przez jego własny organizm (miał kiedyś poważne problemy z kręgosłupem) nie tylko, że nie załamują, lecz dopingują do bardziej wytężonej pracy, do szukania możliwie najlepszego scenariusza dla siebie. Tytułowa dystopia może i przedstawia nie najlepszą przyszłość człowieka, lecz interpretacja terminu nijak ma się do kondycji, w jakiej jest Iced Earth. Zespół odżył jest w formie wybornej, a ten nowy w składzie sprawdził się celująco.

Nowy to Stu Block, wcześniej wokalista nieźle radzącego sobie zespołu Into Eternity. Właśnie jego Schaffer wybrał na tego, który będzie musiał wskoczyć w buty, które przez kilka lat po powrocie do grupy nosił uwielbiany przez fanów Barlow. Buty nieźle na Stu leżą, a wyglądają jeszcze lepiej. Nie są może z ekskluzywnej kolekcji, mają jednak rozpoznawalny stempel cenionej marki, a także dobry warsztat (świetnie śpiewa i w "górze", i w "dole"). A konkretniej? Jon napisał na "Dystopię" naprawdę bardzo dobre piosenki. Pohamował dość mocno swoje zapędy do rozdmuchanej epickości. Numery są krótsze i konkretniejsze. Płyta trwa kilka sekund powyżej 45 minut. Stu wpasował się wokalnie w pomysły szefa wprost idealnie! Nic z niczym się tu nie gryzie. Skala Stu jest naprawdę spora, aczkolwiek wykorzystuje on możliwości wokalne z pełnym rozsądku umiarem (no może poza "Equilibrium", w którym drze się jakby był pół-Halfordem, pół-Ripperem Owensem).

Zaskoczeń na płycie nie ma i chyba nikt znający Iced Earth ich nie oczekiwał. Schaffer jak zawsze porusza się po terenie klasycznego, mocnego heavy i thrashu, biorącego swój początek od Iron Maiden, Kiss, Judas Priest. Lider Iced Earth ma też głowę do riffów i zestawiania mocnej gitary z rzewnym patentem, który w refrenie wzmacnia chórek. Na "Dystopii" przykładów takich kompozycji nie brak (choćby "Anguish Of Youth", "Dark City"). Wrażenie jednak największe robią krótkie, treściwe, bezpośrednie uderzenia w postaci "Boiling Point" i "Days Of Rage", a także nieco dłuższe "End Of Innocence" oraz mające potencjał na metalowy hymn nagranie… "Anthem".

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: iced earth