Recenzja

10-08-2012-22:57:44

Citizen Cope - "One Lovely Day"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Takie płyty lubię najbardziej. Niepozorne, niespodziewane, które tak łatwo potrafią zauroczyć.

Nie będę ściemniać, że śledzę poczynania tego pana. Citizen Cope to raczej artysta, o którym przypominam sobie od czasu do czasu. Zazwyczaj jednak bardzo się cieszę, kiedy tak się dzieje. Dokładnie tak jest teraz, kiedy słucham nowego albumu Amerykanina.

"One Lovely Day" to zaledwie 35 minut muzyki. Dodajmy świetnej muzyki. To takie zwykłe-niezwykłe piosenki. Z organicznym brzmieniem, oparte głównie o akustyczne dźwięki. Proste, lekko folkowe, lekko rockowe numery. Pojawiają się też hawajskie wycieczki ("Something To Believe In"). Raz są to utwory niesamowicie ładne ("One Lovely Day"), kiedy indziej urokliwe ("DFW"). Gorzkie ("For A Dollar"), ale i relaksująco rozbujane ("A Wonder"). Zawsze pełne emocji, choć ani trochę egzaltowane, szczere, zaśpiewane od serca. A dodajmy, że Clarence Greenwood, jak naprawdę nazywa się wokalista, ma głos z tych, które by się chciało słyszeć w kołysankach przed snem. Ciepły, miękki, kojący.

Może na "One Lovely Day" nie ma perełki na miarę "Sideways", ale i niczego tym utworom nie brakuje. To nie jest skomplikowana, wyrafinowana muzyka, ale idealnie trafiająca prosto do serca.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!