Recenzja

31-08-2012-01:46:24

Swans - "The Seer"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

W swojej wspaniałej karierze grupa Swans nagrała kilka arcydzieł. Oto kolejne z nich.

Wychodzi na to, że świetna skądinąd płyta "My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky" była dla Michaela Giry sprawdzianem. Czy skład się sprawdzi, czy znów będzie chemia czy fani polubią nowy Swans bez Jarboe. Zachęcony dobrym przyjęciem artysta postanowił pójść na całość i skumulować na dwóch dyskach wszystko to, za co Swans pokochaliśmy. Ba, był w stanie nawet dogadać się z Jarboe, która nagrała wokalizy do paru piosenek. Zaprosił też Karen O z Yeah Yeah Yeahs, muzyków Low, Akron/Family, Mercury Rev. Ale to on i jego zespół skupia na sobie uwagę. Goście dają muzyce tylko ekstra barwy.

"The Seer" to coś więcej niż album, więcej niż kompilacja pomysłów. To misterium mrocznego, chwilami kakofonicznego hałasu, jaki Swans tworzyli w swoich początkach, gdy przerażali bywalców nowojorskich klubów razem z Sonic Youth. To hipnotyczne, niemalże transowe powtórzenia, wciągające słuchacza niczym wir i przemielające rzężącą gitarą Giry i jego chwilami nawiedzonym wokalem oraz intensywnymi instrumentami perkusyjnymi. Tak dzieje się w ponad 30-minutowym tytułowym "The Seer" czy ponad 20-minutowym "The Apostate", które Swans porywająco wykonali na OFF Festiwalu 2012. Dominacja hałasu oczywiście nie trwa przez blisko dwie godziny, bo tyle liczy sobie materiał. Są chwile wytchnienia, gdy muzyka łagodnieje i działa wręcz kojąco, jak w "Song For A Warrior" z Karen O czy "The Seer Returns" z wokalizami Jarboe. Sporo jest momentów onirycznych, lunatycznych, ilustracyjnych, koegzystujących z dźwiękową jazdą bez trzymanki.

Przed wejściem do studia Gira założył sobie, że nie będzie żadnych ograniczeń i słowa dotrzymał. Jest w tej szczęśliwej sytuacji, że sam jest swoim wydawcą i nikt mu nie powie, że trzy ponad 15-minutowe numery na płycie to przesada. Żadna przesada! Trzeba po prostu zrobić tak, aby słuchacz się nie nudził, lecz był zasysany przez dźwięki. Swans na dwunastej płycie pożrą chyba każdego, kto poznał ich na samym początku i nieco później. Dogodzą każdemu, nie idąc na żadne kompromisy. Sztuka to dostępna tylko największym. No, ale mamy do czynienia z legendą alternatywy. Żywą legendą. Padam na kolana!

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: swans