Recenzja

12-04-2013-21:26:08

Rhye - "Woman"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Rhye to efekt wielogodzinnych rozmów o muzyce, dyskusji na temat inspiracji, wspólnych fascynacji. To właśnie one zrodziły "Woman".

Doskonale znany fanom elektroniki od lat Kanadyjczyk Milosh oraz duński producent Robin Hannibal spotkali się i poznali przy okazji zupełnie innego projektu. Rhye nie było czymś z góry zaplanowanym, precyzyjnie przygotowanym.

Wraz z The XX czy Inc., Rhye można uznać za wzór nowej fali R&B czy tak zwanego alternatywnego R&B. Mniej w związku z tym znajdziemy na płycie czerpania z soulu, a więcej wycieczek w mroczne zakamarki londyńskiej sceny elektronicznej, takich gatunków jak dubstep, ale też rocka czy (tutaj chodzi o rytmikę) hip-hopu. Ostatnio na takie granie mówi się często PBR&B albo hipster R&B i coraz więcej wskazuje, że trzeba się do tego terminu przekonać, bo na fali sukcesów The Weeknda, Miguela czy wcześniej wspomnianych formacji, z pewnością usłyszymy wielu kontynuatorów takiego podejścia do muzyki.

Wróćmy jednak do tego, co najistotniejsze, czyli muzyki na "Woman". Ta urzeka, swoim klimatem, ciepłem, nastrojowością przywodzącą na myśl skojarzenia z Sade czy Air, zwyczajnie porywa. Chociaż porywa to raczej złe słowo, bo to pościelowa muzyki najczystszej wody, a więc raczej sprowadza do pozycji horyzontalnej, uruchamia marzenia, odrywa od szarej codzienności, pozwala przenieść się gdzieś obok. Ujmuje prostotą i to, jak skromnymi środkami Rhye uzyskują pożądany efekt. Nie znajdziemy na "Woman" przesadnych fajerwerków, nie o nie chodzi. Ta kobieta nie ma mocnego makijażu, efektownego stroju, rzucającej się w oczy biżuterii. Jej pięknem jest naturalność, zmysłowość.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: rhye