Recenzja

21-07-2013-14:56:51

Quasimoto - "Yessir Whatever"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Najbardziej szalone alter-ego Madliba znów zaatakowało. Tak jak w przypadku poprzednich albumów mamy do czynienia z naprawdę udanym materiałem.

Gdy blisko piętnaście lat temu producent z Kalifornii wymyślił projekt Quasimoto, hiphopowym światkiem mocno wstrząsnęło. Postać żółtego ludzika, którego funkcjonowanie opiera się na jazzowych i soulowych samplach, marihuanie, a którego wysoki wokal uzyskany jest między innymi za sprawą wdychania helu, błyskawicznie zyskała sympatię tysięcy fanów. Płyta "The Unseen" z czerwca 2000 roku przeszła do klasyki gatunki, wynosząc Madliba do roli króla podziemnej produkcji. Przez kolejne lata tę pozycję umacniał, ale z Quasimoto powrócił tylko raz, w 2005 roku. "Yessir Whatever" to zatem dopiero trzecia płyta projektu. Fani śledzący na bieżąco, co przez te wszystkie lata działa się u Madliba, mogą być odrobinę zawiedzeni, bo na longplay w sporej mierze składają się nagrania udostępnione już wcześniej. Mamy tu strony B singli (wybitne "Seasons Change"), a nawet "The Front" i "Youngblood", które w 2005 roku ukazały się wspólnie jako winylowe wydawnictwo. Na szczęście nie brakuje rzecz jasna numerów niepublikowanych, a co najważniejsze, wszystko trzyma świetny poziom. Utrzymany jest charakterystyczny dla Lorda Quasa klimat, stanowiący kolaż oryginalnego rapowania i osnutej gęstą, marihuanową mgiełką muzyki, która łączy hip-hop z klasycznymi czarnymi brzmieniami lat 60. i 70. Płyta trwa raptem pół godziny i nie ma tutaj żadnych dłużyzn, numery płynnie przechodzą, w efekcie mamy wrażenie jednego, potężnego ciosu w nasze uszy. Tyle, że to wcale nie jest bolesny cios, a wręcz przeciwnie, bardzo miły masaż.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: quasimoto