Recenzja

22-04-2014-21:17:53

Triptykon - "Melana Chasmata"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Tom Gabriel Fischer alias Warrior należy do artystów, którym kiedyś udzieliłem dużego kredytu zaufania. Szwajcar zawiódł je tylko raz. Bardzo dawno temu. Z Triptykon nie rozczarował mnie ani razu. A drugim krążkiem wręcz mnie zachwycił.

Tym jedynym rozczarowaniem ze strony Warriora jest oczywiście (przynajmniej dla mnie) "Cold Lake" Celtic Frost. Najważniejsze, że artysta sam zdał sobie dość szybko sprawę z błędu, który popełnił i później było już tylko lepiej. A teraz jest po prostu wspaniale. Drugi album Triptykon bije na głowę debiutancki "Eparistera Daimones" i moim skromnym zdaniem należy go zaliczyć do grona najwspanialszych dokonań ponurego Szwajcara.

Debiut Triptykon był w dużym stopniu odpryskiem "Monotheist". W pełni samodzielny życiorys zespół zaczął pisać udaną EP-ką "Shatter", a formę skończoną artystyczne CV formacji nabrało na "Melana Chasmata". "Mroczna, głęboka dolina" jest miejscem, w którym ogniskują się wszystkie najwspanialsze cechy stylu muzyki tworzonej przez Toma. Muzyki mrocznej, posępnej, przytłaczająco ciężkiej, niepokojącej, przerażającej, a jednocześnie wchłaniającej nas niczym czarna dziura. Kiedy trzeba szorstkiej i brutalnej w stopniu w dotychczasowej karierze Warriora niespotykanym (np. "Tree Of Suffocating Souls", "Breathing"). Hipnotyzującą, a także nasyconą desperacją, beznadzieją. Choć pływamy w głębokich ciemnościach, zebrano w tej aurze masę ciekawostek, które czynią płytę wspaniale zróżnicowaną. Warrior częściej wykorzystał wokalnie Vanję Slajh, w paru miejscach dodał zwiększające poziom nawiedzenia smaczki, nie zapomniał też o swoim słynnym z płyt Celtic Frost lamentującym śpiewie. Doom metal i black metal mają też za sąsiadów dźwięki postmetalowe, fantastycznie poszerzające przestrzeń, ciekawie ją zabudowujące (np. "Altar Of Deceit") czy subtelne, postrockowe, alternatywno-metalowe, deathmetalowe. Wspaniale zespół wypada też w lżejszych numerach, jak "Aurorae" i "Wating". No i ta kapitalna okładka mistrza Gigera, który ponoć sam zaproponował grupie współpracę…

Niewielu tak wspaniale i z taką inwencją jak Tom Warrior, potrafi poruszać się w estetyce mrocznego grania. Tak interesująco pokazywać odcienie ciemności i interpretować emocje muzyką. Brzmiącą bardzo żywo, surowo, naturalnie. Mającą świetną temperaturę, dynamikę. Tu się wszystko zgadza. Legendarny Szwajcar jest w wybornej formie. I czuć, że znalazł znowu bratnie dusze. Oby tylko jak najdłużej udało mu się zatrzymać je przy sobie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: triptykon