Recenzja

25-10-2015-20:53:19

Trivium - "Silence In The Snow"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jeśli najlepszym utworem na płycie jest intro, to wiedz, że coś złego się dzieje. Parafraza klasyka, niestety, pasuje do Trivium. Amerykański zespół pogubił się zupełnie.

Wydawało się, że płyta "Vengeance Falls" była głośnym sygnałem ostrzegawczym dla muzyków, bo raczej o jej ciepłym przyjęciu nie było mowy. Pamiętam, że recenzując ją pisałem, iż największym wygranym w związku z nią będzie producent, David Drainman i opinię tę podtrzymuję kilka lat później. Po "Silence In The Snow" wygranym nie będzie nikt.

Trivium parę lat temu to był ostry thrash, świetny technicznie (na "Shogun" chwilami ocierający się o progmetal), z wokalami na przemian ostrymi i czystymi. O takim Trivium mamy, zdaje się, zapomnieć. Panowie przeszli na stronę czystego śpiewania, do tego aż za często z taką nieznośną, płaczliwą manierą. Jakby adresowali swoje piosenki do zagubionej amerykańskiej młodzieży ze szkół średnich, która pogrążona jest w rozpaczy po upadku emo. Kto wie, może ten zabieg się powiedzie i amerykańska gimbaza w setkach tysięcy zamówi "Silence In The Snow"? Tych płaczliwych numerów doprawionych cukrem, landrynkowatymi chórkami, słodziutkimi melodiami jest taki przesyt, że po prostu robi się niedobrze.

Stylistycznie też nie wiem, o co Trivium chodzi, bo większość numerów łączy się ze sobą poziomem monotonii i jednostajności, a niektóre idą w kierunku, o który nigdy tego zespołu bym nie podejrzewał, czyli power metalu. Zarówno pod względem melodyki, jak i motoryki. Produkcja też jest taka wypieszczona i wychuchana, że aż nienaturalna. Opakowanie na zewnątrz się błyszczy i mami kolorkami, lecz w środku nędza straszna. Ale Michael "Elvis" Baskette to nie Nick Raskulinecz, który potrafił wycisnąć z Trivium to, co najlepsze. Tu, takie mam wrażenie, wyciskano tylko to, co może spodobać się w mainstreamowych rozgłośniach. Jakby ktoś tu pozazdrościł wyników sprzedaży Nickelbackowi… Najgorsze jest to, że kilka numerów przez krótką chwilę rokuje dobrze, bo riff ciekawy, jest jakieś napięcie, a potem wszystko się gdzieś ulatnia, rozmywa i mamy ochotę piosenkę wyłączyć.

Czy to już koniec Trivium znanego z "Ascendancy", "Crusade", wspomnianego "Shogun"? Oby nie. Wierzę, że się opamiętają i wrócą do tego, w czym są naprawdę dobrzy. Od paru lat epatują sztucznością, a "Silence In The Snow" jawi mi się jako zbyt nachalna chęć przypodobania się tym, dzięki którym sakiewka może szybciej i obficiej się napełnić.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: trivium