Recenzja

29-04-2013-00:17:05

Michael Bublé - "To Be Loved"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Michael Bublé jak czarował, tak czaruje. Raz bardziej, raz mniej, częściej jednak bardziej.

- Mój album jest o miłości, szczęściu, zabawie i smakowitych rzeczach - opowiada Kanadyjczyk. I taki właśnie być powinien. Tego właśnie od wokalisty oczekujemy. By jego muzyka była ciepła, pachniała piernikami bądź polnymi kwiatami i smakowała jak szwajcarskie czekoladki. Kiedy Bublé trzyma się sprawdzonego przepisu jest bosko, cudownie i aksamitnie. "You Make Me Feel So Young", "You've Got A Friend In Me" czy "Young At Heart" rozmiękczają serce od pierwszych dźwięków. Wspaniale jest, gdy zabiera nas nad francuską riwierę ("Something Stupid" z udziałem Reese Witherspoon) czy na Kubę (porywająca do tańca cha-cha "Come Dance With Me").

Czasem jednak Michael próbuje sił poza dansingowym parkietem, gdzieś dalej od Franka Sinatry, a bliżej Robbiego Williamsa. Wtedy jest już mniej rozkosznie ("Close Your Eyes"). Do rockowych ballad mnie też nie zdołał przekonać ("I Got It Easy"). Za to energiczne śpiewanie z Bryanem Adamsem wychodzi mu naprawdę nieźle. Pomijając, że fajnie znów usłyszeć chrypkę starszego z Kanadyjczyków.

"To Be Loved" nie jest albumem idealnym. Kilka słabszych numerów absolutnie nie zakłóca jednak odbioru całości. Słucha się tego z dużą, niekłamaną przyjemnością i szerokim uśmiechem.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!