Recenzja

19-10-2009-17:21:17

Alesha Dixon - "The Alesha Show"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Dla Dixon drugi solowy album był ostatnim dzwonkiem na to, aby powrócić z klasą w poczet wokalistek mających do zaoferowania coś więcej ponad image i umiejętności taneczne. Szansę wykorzystała dostarczając nam dobry, sycący produkt.

Aby przyrządzić "The Alesha Show", brytyjska wokalistka sięgnęła po pomoc wytrawnych speców od przebojowych produkcji - Xenomania, The Underdogs czy duetu Soulshock & Karlin. Nie omieszkała zatrudnić również Steve'a Bookera, który pomógł Duffy w nagraniu hitowego "Mercy".

Solówka Dixon aż takiego przeboju nie zawiera, ale "Let's Get Excited" i "The Boy Does Nothing" również mają wszelkie podstawy, aby podbić klubowe parkiety na całym świecie. Tuż za tymi kawałkami plasują się piękna ballada "Don't Let Me Go" (Leona Lewis z chęcią przygarnęłaby ten numer na swój krążek, idę o zakład) czy zręcznie wyprodukowane, przynoszące klimat nowoczesnego R&B "Breathe Slow".

Było o plusach, pora więc na małe uwagi. Po pierwsze koszmarne "Ooh Baby I Like It Like That", które swoją muzyczną zawartością "dorównuje" w beznadziejności tytułowi. Teen-pop i doświadczona, 31-letnia wokalistka? To nie mogło się udać. Małe, ale można mieć do "Chasing Ghosts", w którym Alesha narzeka na cienie sławy. No cóż - nikt nie kazał jej pchać się do programów telewizyjnych czy prasy brukowej, a właśnie tam wokalistka roztrząsała małżeńskie problemy. Zalatuje więc delikatnie hipokryzją, ale patrząc z drugiej strony może być też świadectwem tego, że Alesha w końcu dojrzała i postawiła na to, co najważniejsze - muzykę.

Nie jest łatwo przebić się na scenie czarnego popu kolejnym wokalistkom z Wysp. Alesha ma jednak bagaż doświadczeń za sobą i z pozycji weteranki biznesu zaliczyła udany powrót do czołówki. Teraz powinno być z górki.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!