Recenzja

01-03-2010-02:11:17

Sean Paul - "Imperial Blaze"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Aż cztery lata przyszło nam czekać na nowy album Sean Paula. Artysta postanowił, że z nawiązką zrekompensuje fanom tak długą przerwę i nagrał porywający, wypełnionymi potencjalnymi hitami materiał.

Jamajczyk to na współczesnej scenie brzmień urban postać wyjątkowa. Nie musi sięgać po pomoc Lil Wayne'a i Timbalanda, żeby przyciągnąć uwagę mediów. Nie musi korzystać z gościnnych udziałów Ne-Yo, Pharrella czy Justina Timberlake'a, żeby zjednać sobie sympatię fanów. Popularność zawdzięcza umiejętnemu balansowaniu na granicy dancehallu, reggae, hip-hopu, R&B i popu, dzięki której to umiejętności każdy jego hit rozgrzewa kluby na całym świecie.

Nie inaczej jest z "Imperial Blaze" - płytą tak gorącą, że aż strach wziąć ją do ręki! Wyboru singli Sean Paul może na dobrą sprawę dokonać zamykając oczy i wskazując na chybił trafił dowolną kompozycję z krążka. Na albumie nie ma słabego numeru, a każde z dziewiętnastu nagrań ma niesamowity komercyjny potencjał. Szybkie, od razu zachęcające do tańca "Lace It", "Press It Up" albo "Don't Tease Me" z miejsca wpadają w ucho. Spokojne "Hold My Hand" i "Pepperpot" sprawdzą się z kolei już nad ranem, gdy na parkiecie pozostaną zakochane, całkowicie zapatrzone na partnera osoby. Niezależnie, jakie jest tempo numerów, łączy je jedno - kapitalne refreny, które błyskawicznie zapamiętujemy.

Z pewnością znajdą się tacy, którzy wytkną "Imperial Blaze" brak odkrywczości i wybitnie imprezowy charakter. Tyle, że polemika w tym temacie jest stricte akademicka, gdyż wszyscy wiemy, na co można liczyć w przypadku Sean Paula. Jego muzyka to 100 procent rozrywki, którą wzniósł na naprawdę niezwykle wysoki poziom.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: sean paul