Recenzja

08-04-2010-23:28:58

Alice In Chains - "Black Gives Way to Blue"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Przyznaję, że przez długi czas byłam obrażona na Jerry'ego Cantrella. Pomysł, by wskrzesić Alice In Chains bez Layne'a Staleya wydawał mi się odrażający i na znak protestu nie pojechałam na koncert do Spodka. Najwyraźniej gitarzysta bardzo przejął się mą nieobecnością, dlatego, aby pokazać, że jestem uprzedzona nagrał "Black Gives Way to Blue". A ja biję się w pierś i pokutuję.

Biczowanie zaczęłam, gdy usłyszałam pierwszy upubliczniony utwór. Riffy z "A Looking in View" to po prostu miazga i moc niesłychana. Ten utwór jest tak gęsty, że można go kroić. Najlepsze, że to nie jakiś wyjątek w zestawie. Album przerasta najśmielsze oczekiwania. Fantastyczne melodie, niezwykła siła, różnorodność a zarazem spójność, no i to brzmienie tak niesłychanie soczyste (to oczywiście także zasługa producenta Nicka Raskulinecza). Do tego riffy siarczyste, zadziorne, walcowate osadzone na solidnych, basowych fundamentach. Generalnie, można wpisać dowolny pochlebny epitet dotycząc gitar i będzie pasował. William DuVall natomiast zaskakująco dobrze współgra z Jerrym, bo - jak przystało na Alice In Chains - mamy mnóstwo kapitalnych dwugłosów. Opublikowane przed premierą nagrania (poza "A Looking..." jeszcze "Check My Brain" z intro, którym można ścinać sekwoje) pozwalały być spokojnym o mocniejsze nagrania. Co jednak z nieodzownymi dla zespołu spokojnymi, akustycznymi kompozycjami, gdzie nowy wokalista nie będzie mógł schować się za hukiem gitar? Za odpowiedź najlepiej służy numer tytułowy - przejmujący, z łkającą gitarą w tle i Eltonem Johnem grającym na fortepianie. DuVall choć nie ma tak wyjątkowego głosu jak Staley, kiedy trzeba śpiewa naprawdę miękko i z uczuciem, bezbłędnie wyczuwając harmonie Cantrella.

Trudno uwierzyć, że między tą a poprzednią płytą Alice In Chains minęło prawie 15 lat. Słuchając na przykład przepięknego "Private Hell" ciężko oprzeć się wrażeniu, że nie mamy do czynienia ze skarbem odnalezionym w archiwach. Narkotyczny klimat, metalowe zacięcie (choć chwilami bardziej matematyczne), przestrzeń - wszystko zostało. Zasadniczą różnicę stanowią kompozycje a dokładniej refreny, czasem mocno hardrockowe, przebojowe, jak w skądinąd kapitalnym "Last of My Kind".

Oczywiście pojawią się pytania, czy bez Layne'a to aby na pewno jeszcze Alice In Chains, i czy koledzy nie powinni zmienić nazwy (jak wspomniałam, sama miałam takie obiekcje). Pytania znikną, kiedy ci, którzy je zadają posłuchają "Black Gives Way to Blue". Cantrell aż nadto dosadnie pokazuje, że znakomita większość tego, czym kapela była w latach 90. to jego zasługa. Przede wszystkim jednak, Alice In Chains stworzyli tak genialną płytę, że mogliby ją wydać nawet pod szyldem Nirvana i nie miałoby to najmniejszego znaczenia. Dobra muzyka nie potrzebuje nazw i etykietek, lecz broni się sama.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!