Recenzja

23-04-2012-21:22:12

Jack White - "Blunderbuss"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jack White jest jak kurczak. Można go przyprawiać na różna sposoby, serwować z rozmaitymi dodatkami, ale i tak smakować będzie jak... kurczak.

Jak wyjaśnia to apetyczne porównanie, solowa płyta Jacka White'a brzmi po prostu jak... Jack White. Albo tak, jak można było się po nim spodziewać. Dominują organiczne, analogowe brzmienia, muśnięte psychodelią, skąpane w folku i rock and rollu, flirtujące z country, a nawet figlujące z bluesem. Obok zadziornych, gęstych riffów, mamy subtelne akustyczne dźwięki, lekko szalone oldschoolowe klawisze, kobiece chórki rodem z lat 60., nieco gładkich smyków. Wszystko kłaniające się w pas przeszłości, dawnym rockowym mistrzom. W zgodzie z tym, co White robił do tej pory i za co go pokochaliśmy.

Pojawiają się momenty bardzo typowe dla White'a, jak "Sixteen Saltines", które ma coś (dokładnie riff), co przypomina "Hardest Button to Button" The White Stripes. Kiedy indziej jednak artysta z lekka zaskakuje iście epicką opowieścią "Take Me With You When You Go". Nie brakuje udziwnień, niecodziennych rozwiązań (werble, klarnet, jazzik), zawsze jest jednak miejsce na melodię.

"Blunderbuss" ma jedną kluczową cechę, która wyróżnia bardzo dobre płyty - brzmi znajomo, ale nie do końca. Niby to White, którego nie sposób pomylić z nikim innym, ale o wielu bardzo różnych obliczach. Pozornie typowy dla niego album, a jednak pełen niespodzianek, smaczków, niuansów dotyczących zarówno stylu, kompozycji jak i aranżacji, które sprawiają, że przez długi czas będziemy ten materiał odkrywać na nowo.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: jack white