Recenzja

19-07-2012-15:27:23

Baroness - "Yellow & Green"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Na wyrażenie w sieci uczucia z pogranicza zdziwienia i niedowierzania nierzadko używa się skrótu WTF. Słuchając dwóch kolejnych kolorów dodanych do palety przez Baroness często zadawałem sobie pytanie: "Co się do cholery stało?!".

"Mastodonowi wyrasta powoli groźny konkurent", pisałem recenzując "Blue Record". A także: "Blue Record" to taka płyta, że po wybrzmieniu jednej kompozycji w napięciu czekamy, co będzie na kolejnej". Po przesłuchaniu "Yellow & Green" wiem, że Mastodon może spać spokojnie, a z każdym kolejnym numerem z krążka kręciłem z niedowierzaniem głową. Gdzie się podziała wspaniała mikstura dynamicznego, potężnego, przesterowanego grania trącącego stonerem, dokonaniami Isis, Neurosis, psychodelią progresem, folkową balladą? Gdzie cudna energia i flow, płynący z kompozycji na Niebieskiej Płycie? Dokąd odeszły idealnie wymierzone proporcje, perfekcyjnie ustawione napięcia, które powodowały, że krążek wchłaniało się momentalnie i z ekstatyczną niemal przyjemnością?

Nie znam pewnych odpowiedzi na powyższe pytania. Faktem jest, że ponad 75-minutowy krążek nie ma kopa. Kolory z okładki kompilują się z zawartością płyty, która jest raczej sielska, jakby pisana podczas leniwych kontemplacji na zielonej łące skąpanej w słońcu. Owszem, znajdziemy znane składniki - psychodeliczne zagrywki, progresywne granie, błogo kojące balladowe momenty, będące połączeniem klimatu piosenek Simona i Garfunkela z "Albatrossem" Fleetwood Mac oraz lirycznymi fragmentami Pink Floyd. Czasem nawet coś łupnie z przesterem. Lecz jakoś to się nie klei, za bardzo się rozłazi, jest zbyt rozciągnięte, nie poraża vel poraża stanowczo za rzadko. Za dużo światła, baśniowości, rocka, za mało mroku. Za dużo optymizmu, za mało szarości i niepokoju, z którym Baroness bardzo do twarzy. Jaskrawe barwy sprawdzają się głównie na ich okładkach. Awers "Yellow & Green" to kolejny dowód na potwierdzenie tej tezy. John Dyer Baizley ponownie spisał się świetnie.

Chciałbym napisać, że na trzeciej płycie są co najmniej tak powalające numery jak "O'er Hell And Ride", "War Wisdom And Rhyme" czy "Bullhead's Lament", by odnieść się tylko do poprzedniego krążka, ale nie mogę. Oby powróciły na kolejnym wydawnictwie Baroness.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: baroness