Recenzja

19-08-2012-13:22:12

Jessie Ware - "Devotion"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Pop nie musi ociekać seksem, nie musi męczyć agresywnymi bitami, nie musi też być cukierkowo-landrynkowy. Może być po prostu ładny i dobry.

Jessie Ware stała się sensacją sporo przed premierą debiutanckiej płyty o czym świadczyła chociażby znakomita frekwencja na jej koncercie na Open'erze. I nie ma się co dziwić. Tego typu artystki ewidentnie brakowało. Angielka proponuje bowiem najwyższej klasy pop. Nie chodzi o to, że najlepszy, choć bez wątpienia to wspaniała muzyka. 26-latka przenosi nas w świat popu wysublimowanego, wyrafinowanego, eleganckiego. Bez jednak jakiegoś zadęcia czy pozy. To lekko eteryczne dźwięki, subtelna elektronika, soulowa miękkość i ciepły, pełen emocji głos. Dużo w tym wysmakowania, dużo też zmysłowości. Słychać inspiracje Sade czy Prince'em, bez jednak nachalnych skojarzeń, quasiplagiatów. Ware tworzy bowiem własny styl, bardzo kobiecy, ładny w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu, nietuzinkowy, ale i przystępny. Z wielkim wyczuciem łączy organiczne i syntetyczne brzmienia. Nie boi się przy tym flirtów z delikatnym rockiem ("Running"), hip-hopem ("No To Love"), muzyką taneczną ("110%", które z powodzeniem mogłoby trafić na płytę Lily Allen).

Co ważne, po znakomitych singlach (przepiękne "Running", świetne "Wildest Moments"), okazuje się, że Jessie Ware ma do zaoferowania więcej niż kilka udanych piosenek. "Devotion" broni się też jako całość. Jako ambitna popowa płyta. Nie tylko ciekawa, nieszablonowa, ale i najzwyczajniej świetna do słuchania.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!