Recenzja

29-06-2014-23:18:03

Róisín Murphy - "Mi Senti"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, a Róisín Murphy się lubi zawsze.

Optymalna byłaby reaktywacja Moloko i nowa płyta z hitami na miarę "Bring It Back" czy "The Time Is Now". Uszczęśliwiłaby nas też trzecia solowa płyta Róisín Murphy. Musimy jednak zadowolić się EP-ką "Mi Senti", czyli coverami włoskich klasyków z lat 60. i 70. Jest ich zaledwie pięć oraz premierowy, oryginalny numer wpisany w charakter reszty ("In Sintesi").

Co wiec nas czeka? Przed wszystkim Murphy śpiewająca po włosku, co jest jednocześnie fascynujące i dziwne. Artystka przyznała, że ten materiał był dla niej wielkim wyzwaniem wokalnym i to słychać (fragmenty "Ancora Ancora Ancora" przyprawiają o dreszcze). Utwory mają wyraźny retro klimat, ale przetłumaczony przez Róisín na delikatną, stukająco-pukająco-plumkającą elektronikę. Czasem pojawia się dansingowy klimat, pulsacja disco, pop w stylu... francuskim. Bywa dramatycznie, lamentowo ("Non Credere"), ale i radośnie, kolorowo ("Acora Tu").

Z "Mi Senti" jest trochę jak z również włoskim "Mondo Cane" Mike'a Pattona. Wydawnictwo ma niewątpliwie swój urok, na pewno to rzecz nietuzinkowa, intrygująca, momentami urzekająca, ale raczej z kategorii ciekawostek. Interesujących dodatków do dyskografii. Płyta zrealizowana trochę bardziej dla samej artystki niż jej fanów.

Niewykluczone, że Róisín potrzebowała tego krążka, takiej muzyki, by się wyszumieć, by wyrzucić z systemu niektóre dziwactwa, które chodziły jej po głowie, by - miejmy nadzieję - niebawem nagrać coś "normalnego". Szczególnie, że autorskie w tym towarzystwie "In Sintesi" choć naznaczone Italią w stylu vintage, to przede wszystkim zgrabna, wpadająca w ucho, nasączona sytnthpopem, świetna piosenka. Jeśli to ma być zwiastun, kierunku, w jakim podąża Murphy, nie mam nic przeciwko.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!