Recenzja

07-08-2014-22:46:49

Common - "Nobody's Smiling"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Na nowym albumie, już dziesiątym w trwającej ponad dwadzieścia lat karierze, mniej jest pogodnego, afirmującego życie Commona. Być może dlatego płyta na początku nie porywa tak, jak kilka wcześniejszych dzieł artysty.

Znam wiele osób, które uważają, że Common znajduje się w fatalnym dla artysty położeniu. Największe artystyczne sukcesy odnosił mniej więcej piętnaście lat temu, Billboard podbijał w okresie 2005-2007. Żadnych znaków na to, że uda mu się jeszcze wrócić do tamtych osiągnięć dostrzec nie sposób. Dla artysty to okoliczności szalenie niewdzięczne. Raper z Chicago postanowił wybrnąć z tej sytuacji całkiem ciekawie. Zamiast świętującego, radosnego fetowania jubileuszowego longplaya, mamy mnóstwo wątków autobiograficznych i refleksji związanej z ciemną stroną rodzinnego miasta muzyka. Chicago pogrąża się w przestępczości, na ulicach coraz łatwiej paść ofiarą przemocy, a o kupno narkotyków jest znacznie łatwiej niż znalezienie pracy, która pozwoli godnie się utrzymać. A że rapować Common potrafi, w tematyce społecznej, bystrych spostrzeżeniach, zawsze był w tej samej lidze, co Talib Kweli, Q-Tip albo panowie z De La Soul, to jest ciekawie i z każdym odsłuchem coraz lepiej. Tylko trzeba się przyzwyczaić do Commona o nieco gangsterskim zacięciu, rapującego na bardziej oszczędnych i nowocześniejszych niż zazwyczaj bitach. Koniec końców nachodzi słuchacza bowiem refleksja, że może i miał on w swojej karierze lepsze albumy, ale tak brzmiącego i zaskakującego, jeszcze chyba nie.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: common