Aktualności

05-01-2011-02:21:05

Eminem - "Recovery"

Udostępnij! Tweetnij!

Na poprzedni album kazał nam czekać aż pięć lat, teraz powraca po roku. I bardzo dobrze, bo "Recovery" to najlepszy krążek Eminema od "The Eminem Show", rzecz bliska ideału.

Siedemnaście świetnych kawałków, blisko 80 minut hip-hopu na najwyższym poziomie. Oto najnowsza oferta Eminema. Mnóstwo brzmiących klasycznie kompozycji, ale i trochę mainstreamowych wymiataczy. Mało gości, ale bardzo dobrze wybrani. Refren Kobe'ego w "Talkin' 2 Myself" nie wypadnie wam z głowy bardzo długo. Pink i Rihanna nie denerwują, a Lil Wayne nie dorównuje co prawda gospodarzowi, ale dowiódł, że skala talentu i szaleństwa predestynują go do stawiania na równi z najlepszymi.

Najlepszymi, czyli chociażby Eminenem właśnie! Nie sposób w kilku zdaniach opisać popisów białego rapera z Detroit. Wydawało się, że nie można mieć lepszego flow, modulacji głosu niż miał on dekadę temu, a tymczasem Em wciąż się rozwija, wciąż notuje progres. Na bazie wyczynów rapera na "Recovery" powinno się pisać podręczniki wzorowego rapowania. Co najważniejsze, Eminem techniczne popisy łączy z bardzo dobrą warstwą tekstową. Mniej tu smędzenia na temat własnych problemów z głową, uzależnieniami, więcej za to humoru i błyskotliwych, ciętych obserwacji społecznych.

Tym, co ostatecznie decyduje o wielkości "Recovery" są kapitalne podkłady. Na korzyść wyszedł Eminemowi rozbrat z Dr. Dre, który na płycie pojawia się śladowo. Są za to Just Blaze, DJ Khalil, Havoc, Boi-1da, Emile, którzy zapewnili raperowi fantastyczne brzmienie, idealnie dopasowane do jego stylu.

Gdybym był nauczycielem w liceum, a "Recovery" byłoby pracą maturalną Eminema, niechybnie postawiłbym pięć z plusem. Dlaczego nie sześć Bo doprawdy nie sposób jednoznacznie stwierdzić, na co jeszcze stać tego artystę.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: